III.LICYTACYA.
Sala,gdzienaszNormandczykiGaskończykrozmawialitak
spokojnie,znajdowałasięwśrodkuksiążęcegopałacu.Oknaosłonięte
ciężkiemiportyerami,wychodziłynawązkitrawnik,otoczony
drewnianąkratką,któryterazmiałotrzymaćszumnąnazwę
„prywatnegoogroduksiężnejpani”.Wsalitejniejeszczeniezostało
zmienione.
Urządzonabyłazwykwintemiwspaniałościąprawdziwieksiążęcą.
Służyławidocznienietylkodozabawiprzyjęć,bonaprzeciwko
ogromnegokominkazczarnegomarmuru,wznosiłasięestradapokryta
tureckimdywaneminadawałasaliwyglądtrybunału.
Rzeczywiścienierazzbieralisiętuwielcyprzedstawicielesławnych
rodówLotaryńczyków,Cheoreusów,Neversówiinnych,wczasach,
gdycimożnipanowiedecydowaliolosachkraju.
WielkimusiałbyćzamętwpałacuGonzagi,jeżeliażtam
wpuszczanonaszychzuchów.Ale,gdyraztamweszli,nigdzienie
moglibyspokojniejrozmawiać.
Wielkisalonnadziśjeszczezachowałswójzwykływygląd.
Popołudniumiałosięodbyćuroczystezebranierodzinneijutro
dopierostolarze,stawiającykasy,moglidoniegowtargnąć.
–JeszczejednosłowooLagarderze–rzekłKokardas,gdyoddalił
sięodgłoskrokówktóryimprzerwałrozmowę.–Kiedyśgospotkał
wBrukseli,czybyłsam?
–Nie–odpowiedziałbraciszekPaspoal.–Aty,gdyśgoujrzał
naulicywBarcelonie?
–Takżeniebyłsam.
–Azkim?
–Zmłodądziewczyną.
–Piękną?
–Bardzopiękną.
–Todziwne,jawidziałemgotakżewBrukselizmłodądziewczyną
piękną,bardzopiękną.Czyprzypominaszsobiejejpostać,tejtwojej
dziewczyny,jejtwarzjejstrój?
–Strój,postaćitwarzzachwycającej„gitany”(Cyganki-tancerki)
hiszpańskiej–odrzekłKokardas.–Atwoją?
–Postaćskromna,twarzanioła,strójszlachetnejpanny.
–Todziwne!–rzekłzkoleiKokardas.–Ajakiwiekmniej-więcej?
–Wiekjakibymiałodziecko!
–Tadrugatakże.Tojeszczenieskończone,mojalebiodo.Imiędzy