Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
II.SPOTKANIE.
Obajmielisłuszność.RobertiBertrand,tehistorycznefiluty,
przebranizazbirówwygłodniałychiobdartychniewyglądaliby
inaczej.Robertjednaklitowałsięnadswoimtowarzyszem,którego
widziałtylkoprofilzagłębionywkołnierzupłaszcza,wysoko
podniesionym,abyukryćbrakkoszuli.
–Niejestsięjednaktakimnędzarzem!–myślał.
Bertrand,niemogącdojrzećtwarzykolegipozapotarganąmasą
czarnychwłosów,rozmyślałwdobrociserca:
–Tenbiedakjeststrasznieobdarty.Bolesnetowidziećczłowieka
przyszpadziewtakimopłakanymstanie.Jazachowałemprzynajmniej
dobrepozory.
Irzuciłzadowolonymokiemporuinachswegostroju.
Robert,sądzącsiępodobnie,rzekłdosiebienastronie:
–Japrzynamjniejniewzbudzamwludziachlitości!
Iprostowalisięzdumą,dokroćset!
Jakiślokajominiedumnejiimpertynenckiejukazałsięnaprogu
sieni.Obajzbirowiepomyślelirównocześnie.
–Tenbiedaktuniewejdzie!
Robertwysunąłsiępierwszy.
–Czegochcesz?–zapytałlokaj.
–Przychodzętukupować,błaźnie!–odrzekłRobert,prostyjakdrąg
izrękąnaszpadzie.
–Cokupować?
–To,comisięspodoba.Przypatrzmisię!Jestemprzyjacielem,
twegopanaiczłowiekiembogatym,dolicha!
Schwyciłlokajazaucho,zakręciłnimiprostującsiędumnie,dodał:
–Toprzecieżwidać,udyabła!
LokajzakręconyznalazłsięprzedBertrandem,którygrzecznie
uchyliłprzednimkapelusza:
–Mójprzyjacielu–rzekłpoufnymtonem–jestemprzyjacielem
księcia1przychodzędlaspraw...finansowych.
Lokajjeszczeoszołomiony,pozwoliłmuprzejść.
Robertbyłjużwpierwszejsali,rzucającnaprawoinalewo
pogardliwespojrzenia.
–Nieźletu!–rzekłdosiebie.–Możnabynawetimieszkać!
AzanimBertrand!
–PanGonzagadosyćdobrzesięurządził,jaknaWłocha!
Każdyznichstałwinnymkońcusali.RobertzauważyłBertranda.