Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Helena
GorzówWielkopolski,2001
Alemamuś…
Żadneale!
Matka,któranaogółbywałanadopiekuńcza,poprawiłamoją
szpitalnąkołdrę.Właściwietoniebyłażadnakołdra,asztywny,
wykrochmalonykawałekzielonegomateriału,którymokrytebyłomoje
ciało.Ipewnieniebyłonanimżadnego,najmniejszegochoćby
zagięcia,alecóż,takajużbyłamama…Następniepogłaskałamnie
popoliczku,unikającjednakmojegospojrzenia,apochwilinerwowo
wygładziłaswojąnaogółidealniegładkąfryzuręciasnykok,
zaczesanynakarku.Zawszetakrobiła,ilekroćcośtrapiło.
Terazmusiszodpoczywać.Straciłaśdużo…siłdodała
pokrótkiejchwilizawahania,wyraźnieunikającsłowa„krew”.
Pomimoutrzymującegosięlekkiegootępienia,któremusiałobyć
spowodowanenarkozą,mojemyśleniewydawałosięjużwracać
donormyibyćstosunkowologiczne.Coprawdawciążwyraźnie
odczuwałamskutkilekówprzeciwbólowychiinnychświństw,którymi
mnienafaszerowano,alebyłamjużcałkiemświadomatego,cosię
zemnądziało.DoskonalepamiętałamsłowalekarzazSOR-u,kiedy
nawpółprzytomnąprzewożonomnienablokoperacyjny:„Pilnie
potrzebnajestkrew!Grupa…”.
Itepełnestrachu,ukradkowespojrzeniarodziców…Zresztąnadal
jewymieniali.
Dobrze,mamuśodpowiedziałamwreszciezmęczonym
inieludzkoschrypniętymgłosem,któryzdawałsięnienależeć
domnie.
Dziśniezamierzałamsuszyćmatcegłowyaniżądaćjakichkolwiek
wyjaśnień.Dzisiajbowiemmojepowiekidosłowniekleiłysięjak
uzmęczonejcałodniowązabawądziewczynki,choćokrespieluch
miałamjużdawnozasobą.
Alezostaniesztuzemnąjeszczeprzezchwilę?Dopókiniezasnę?
Ziewnęłamprzeciągle.
Oczywiście,córuśodpowiedziałaiposłałamipełenmatczynej
miłościuśmiech.