Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Dawidniespodziewaniepodniósłmojąprawądłoń.
Zzaskoczenianawetniepomyślałam,żebysię
sprzeciwić.Delikatnieprzejechałopuszkamipokostkach
palców.–Chodźzemną–zakomenderował,ajadopiero
wtedyoprzytomniałam.
Zawahałamsię.
–Dokąd?
–Dobiura.–Spojrzałnamniezlekkimrozbawieniem.
–Przecieżniechcęciniczrobić,tylkoobłożęcirękę
lodem–wyjaśnił.
Popatrzyłamwtejegodziwneoczyiniezobaczyłam
wnichniczegonikczemnego,alemogłamsięmylić.
Byłamstraszniewkurzonaiskołowana.Doszłamjednak
downiosku,żegdybyplanowałmicośzrobić,toprzecież
okazałbysięwtejsytuacjipierwszympodejrzanym.
Chybaniebyłsamobójcą.
–Okej–zgodziłamsię.
Ruszyliśmywstronęjednejzbramwjazdowychdohali
garażowej.Wokółzaczynałorobićsięszaro.Słońcejuż
utonęłozawysokimibudynkami.DziękiBogudelikatnie
sięteżochłodziło.
WeszłamzaDawidemdośrodka.Tutemperaturabyła
niższaokilkastopni.Wkońcuodetchnęłamzulgą.
–Zarazprzyniosęlodu–rzuciłizniknąłzadrzwiami
prowadzącyminazaplecze.
Podeszłamdojednegozestanowiskizaczęłamsię
przyglądaćpodwieszonemupodwoziu.Chciałamsięgnąć
rękądowłosów,żebyjezaczesać,alepoczułamból
wnadgarstku.Dopieroterazdocierałodomnie,