Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
– Ludzinaprawdęobchodzi,kiedytozrobiłaś?
– Znaczy,niemoichprzyjaciół.– Lilizakrywatwarzobiema
rękami.–Niewiem.Miałamnapadgłupotyi…Dobra.– Wydaje
zsiebiekrótki,zduszonyjęk,poczymzabieraręce.– Muszę
cioczymśpowiedzieć.
Naglemamwrażenie,żeznowujestlato,tamtoniedzielne,
czerwcowepopołudnie.Lilijakośsięwplątaławzaproszenie
naimprezę,którązorganizowałatakajednaBriannanazakończenie
szkołyiktórabyładokładnietaknudnainiezręczna,jaksiętego
spodziewałyśmy.Dlategowyszłyśmywcześniej.Odwiozłamnie
dodomu.Pamiętam,żelekkopadało–tylkotrochę– izapatrzyłamsię
wspływająceposzybieodstronypasażerakrople.ApotemLili
zatrzymałasięnaczerwonymświetlenaMainStreetiznienacka
powiedziałamojeimię.
– Wiesz,myślę…żechybajestempan.Toznaczypanseksualna.
Patrzyłaprzedsiebie,gdytomówiła,nawetwtedy,gdyruszyła
idealniezezmianąświateł.Aleprzygryzaławtedywargę,zupełnietak
jakteraz,iniemalmyślę,że…
– Umm…– Liliśmiejesięnerwowo,ajagwałtowniewracam
doteraźniejszości.
– Obiecaj,żemnienieznienawidzisz– prosi.