Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zastanawiać,jaksilnimusielibyćbudowniczowie.
Przeszliśmyprzezbardzoszerokie,bociągnącesię
ażdogołoborza,wejście.
–Pobokach,międzydrzewami,możepaniznaleźć
rzeźbyprzedstawiającenaszychbogów–wyjaśniłkapłan.
–Częśćjużtylkozgrubszaprzypominapostaci,ponieważ
warunkiatmosferycznenieoszczędzająnawetkamienia,
aleosobiściebardzopolecamtomiejscenaspacer.Cały
terenjestotoczonywałem,więcbezpieczniemożnasię
wybraćnaprzechadzkę.Mimożeparkjestspory,nie
mapraktyczniemożliwości,żebysięzgubić.
–Zastanowięsięnadtym,dziękuję.
Jakośnieszalałamzekscytacjinamyślospacerze
poparkupełnymrzeźb.Zwłaszczapozmroku.Niemniej
możekiedyśwybioręsiętuzadnia.Tobyłoważne
miejscedlamojejbabci.
–Atutajsięspotykamy!Widzę,żenarazienie
majeszczewiększościosób,alepewnieniedługowszyscy
dotrą–powiedziałMszczuj.
Weszliśmynacałkiemsporychrozmiarówpolanę.
Pośrodkujaśniałojużognisko.Otaczałjeokrągzkamieni.
Częśćznichozdobionabyłajakimiśznakami,którychnie
rozpoznawałam.Płomienieożywiałytwarze
zgromadzonych.Zobaczyłamsporoosóbwpodeszłym
wieku,którewyglądałyjakstereotypoweszeptuchylub
żercy,alebyłotakżekilkoromoichrównolatków.
Zaskoczyłomnie,wjakisposóbbyliubrani.Kapłani
oczywiściezałożylitradycyjnekoszulezkrajkami,ale
uniejednegospodsięgającejdopołowyudkoszuliny