Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Todlategopowinnaśdobrzeżyćzeswoim
kapłanem–dodała.
–ZMszczujem?
Zerknęłamprzezogniskonakasztanowłosego
młodzieńca.Głośnosięzczegośśmiał.Jegowystająca
grdykaskakałazgórynadół.Chichotniebyłtak
nerwowyjakwcześniej,podczasnaszejrozmowy,ale
mężczyznawciążwydawałsięspięty.Płomienietańczyły
wjegolokach.Popiłzbutelkipodanejmuprzezinnego
wróża.Przezchwilęintensywniesięmuprzyglądałam.
Mszczujniewyglądałimponująco.Byłchudyjakszczapa,
lekkozahukany.Widaćponimbyło,żepracagostresuje.
Nawetnawspólnymogniskuniepotrafiłsiędokońca
odprężyć.
–Kiedytwoipodopiecznizobaczą,żekapłanotacza
cięopieką,będzieszbezpieczna–powiedziałaMirka.
–Niepodobamisię,żemężczyznamabyć
gwarantemmojegobezpieczeństwa.
Byłamwściekła.Zaścianekprzeklęty.Wjednejchwili
zatęskniłamdoWarszawy,którąpokochałamnastudiach.
Tamtakierzeczybyłybyniedopomyślenia.Kobiety
lekarkibyłypowszechnieszanowanewszpitalach.Czemu
zkobietamiszeptuchami,pracującymiwmniejszych
miejscowościach,takniebyło?
Pozatymnieprzepadałamzakapłanami.Zawsze
wydawalimisiętacynadęciiponurzy.Coprawda
Mszczujsprawiałzupełnieinnewrażenie,aleniecieszyła
mniewizjachodzeniaznimpodrękę,żebyniktmnienie
napadł.