Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
kierunku.
Gdybysłońceświeciłojasno,cyprysbyłbymoże
dostrzegalnyjużnapierwszyrzutoka.Niebojednak,
doniedawnatakbłękitne,zamieniłosięwołowianoszary
przestwór.Najostrzejszynawetwzrokniemógłbysię
dopatrzyćnahoryzoncieniczego,coprzypominałoby
koronędrzewa.
–Niewidaćnicwtymrodzaju–zapewniłCalhoun,
którywmiaręjakpowracałamupewnośćsiebie,
podejmowałkrzywdząceoskarżenie.–Totylkozłudny
pozór,noweogniwowłańcuchusztuczekpłatanychnam
przeztegołobuza.
–Myliszsię,kuzynieKasjuszu–odparłtensamgłos,
którytakczęstomusięprzeciwstawiał.–Spójrzprzez
tęlornetkę!Jeżeliniestraciłeśswegowspaniałego
wzroku,dostrzeżeszcoś,coniezwykleprzypomina
drzewo,wysokiedrzewowdodatku,itowłaśniecyprys,
jeślimamsądzićwedługokazówznanychmizmokradeł
Luizjany.
Calhounuznał,żeniewartoprzyjmowaćpodawanej
muprzezkuzynkęteatralnejlornetki.Wiedziałdobrze,
żepotwierdziłabyonajegoomyłkę,nieprzypuszczał
bowiem,bydziewczynaświadomiewprowadzałaich
wbłąd.
Poindexterzatosięgnąłpolornetkęiwyregulowawszy
jąodpowiedniodoswegosłabnącegowzroku,zdołał
rozróżnićczerwonolistnycypryssterczącyponad
krawędziąstepu.
–Toprawda–rzekł.–Drzewostoitamistotnie.Młody
naszdoradcajestuczciwy,aty,Cash,krzywdziłeśgo.Nie
chciałomisięwierzyć,abymiałonpowziąćdziwaczny
zamiarwyprowadzenianaswpole.Hejtam!Panie
Sansom!Każwoźnicomruszać!