Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ruszyłamszybkimkrokiem.Znówdeszczprzypomniał
osobie,aleodziwo,dopieroterazponowniezaczął
miprzeszkadzać.Jeszczerazspróbowałamotworzyć
parasolkę.Zadziałała!Widocznieprzyłożeniewdrzewo
byłowłaściwymsposobem,abyjąnaprawić.
PrzegoniłamzgłowymyślioJaromirzezwanymprzez
ciocięfigolasem,copokociewskumiałooznaczać
żartownisia.Przypomniałamsobieprzyokazji,jaknajego
widokstwierdziła,żemadupęjakziarnkokawy.
Uśmiechnęłamsiędosiebie,alepochwilijużskupiłam
myślinaczymśinnym.Przecieżmusiałampoważnie
porozmawiaćzLuśką!Powtórzyłamkilkarazyimięcórki,
bycałkowicieskupićsięnaniej.Zwizualizowałamsobie
kopniętąwzadekkoleżankęiprzybrałampoważnąminę.
Zmarsowymwyrazemtwarzyprzekroczyłampróg
internatu.Zapukałamdopokojucórki.
–Proooszę!–Usłyszałamdobrzeznanygłos.
Naszczęściebyłasama.Pospieszniewrzucałaubrania
dotorby.Łatwobyłosiędomyślić,żewszystkojest
brudne.
–Nopięknie–powiedziałamnapowitanie.
Cmoknęłamjąwpoliczek.Niewydawałasię
zdenerwowanaaniprzestraszonareprymendą,jaką
zachwilęmiaładostać.Usiadłamnajejłóżku
iobserwowałam,corobi.
–Dobra,mamo,niemilcz,tylkowalzgrubejrury.
–Samaniewiem,comamcipowiedzieć.Myślałam,
żejesteśrozsądna.
–Bojestem.
–Izrozsądkukopieszkoleżankę?
–Tak–odparła,nieprzerywającczynności.–Tobył