Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
rozległsięgłoskarczmarza,żedachgospodysiępali.
Rzuciliśmysiędowyjścia.Naszczęścieniemieliśmy
daleko.Ogieńniezrobiłnamnietakiegowrażeniajakoto,
cozobaczyłemnaulicach.Wszędzieleżeliludzie,
wkonwulsjach,nakolanach.Podrodzeprzebiegł
spłoszonykoń,tratującleżących.Jednosłowoprzyszło
miodrazudogłowyzaraza.
Wpanice,podnaporemtłumu,rozdzieliliśmysię.
Straciłemkompanówzoczu.Odruchoworuszyłemnad
wybrzeżewmiejscezejściadoportuiwspiąłemsię
namur,bymiećlepszywidok.Pożargospodyniebył
jedyny.Płonęłokilkainnychbudynkówwróżnych
częściachmiasta.Zarazaipożarwjednymczasie.
SłyszałemwgospodzieoTheronie,magu,którymiał
zamiarpodbićmiasto.Możetoonwywołał
tenieszczęścia?Niemógłtrafićnalepszyczas,bomiasto
byłodogranicprzepełnionegośćmiKońskiegoTargu.
Postanowiłemwrócićdostajniisprawdzić,cozkońmi.
Byłemzanieprzecieżodpowiedzialny.Niechciałem
myśleć,costałobysięznimi,gdybypożartamdotarł.
Musiałembyćszybszyodognia.
Królewskiestajnieotoczyłagrupażołnierzyinikogo
tamniewpuszczalizobawyprzedpodpalaczem.
Znajdowałysięonebezpośredniopodzamkiem,asiano
wnichzgromadzonestanowiłorealneniebezpieczeństwo.
Wielebudowlipaliłosięjednocześniewróżnych
miejscachmiasta.Toniemógłbyćprzypadek.
Pojakimśczasieprzestałemzwracaćuwagę
należącychwewłasnychwymiocinachludzi.Byłoichtak
wielu.Musiałemtylkosprawnieprzeskakiwaćciałainie