Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
iwiedziała,żezakażdymrazembędziesięczułarównie
niekomfortowo.CieszyłasięszczęściemKaroliny.Widziałaradość,
jakąprzynosijejoczekiwanienadziewczynkęiekscytacjęszalejącą
wjejspojrzeniu.Ichciałapomóc,chociażwizjaopiekinaddzieckiem
wciążjąprzerażała.
–Chcę,żebyśnauczyłają,jakważnejestbyciesobą–ciągnęła
Karolina.–Żebyśnauczyłają,żebyciekimśoryginalnymniejestzłe,
jeślitylkojestsięszczęśliwym.Maszwiększydystansniżja,ona
będziepotrzebowałauśmiechuiodrobinyszaleństwa.
–Niesądzisz,żewjejżyciubyłojużdośćszaleństwa?
–Chodzimiotakiepozytywneszaleństwo.Spontaniczność.
Wygłupy.Janiepotrafiłamsięwygłupiać,nawetjakbyłyśmydziećmi.
–Tak,pamiętam–przyznałaKinga.–Janiepotrafiłamsięnie
wygłupiać.
–Todałonamrównowagę.Majabędziepotrzebowałaczegoś
podobnego.Jasamajejniewystarczę.
Kingaspojrzałananiąostro,bowyczuławjejgłosieto,czegosię
spodziewała,aleczegodotejporyniedostrzegła.Strachiwątpliwości.
–Kara…Wybaczmi,alemuszę,poprostumuszęzapytać…Czy
jesteśpewna,żetegochcesz?
Karolinauśmiechnęłasię,awjejoczachzabłysłyłzy.
–Bardziejniżczegokolwiek.
Kingaprzyjrzałajejsiębliżej,apotemześmiertelnąpowagą
pokiwałagłową.
–Wtakimraziemożesznamnieliczyć.