Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
pogratulowaćwamzaręczyn.
Słuchamtegoiodrazuzbieramisięnawymioty.
Muszęsięstądszybkozawinąć,inaczejrzygnętatuśkowi
nabiurko.
–Matkanapewnolepiejniżjawybierzestosowną
kreację.Zjawięsięwsobotnieprzedpołudnie,żeby
dopilnowaćreszty–mówię,patrzącwyczekująconaojca,
atenmilczyprzezdłuższąchwilę.
–Wporządku,jedź.Przydacisięjakiśczaspoza
domem,ochłoniesz.–Macharęką,jakbychciałmnie
odprawić,więcczymprędzejobracamsięnapięcie.
–Ochronajedziezwami–dodaje,ajakiwamgłową,
stojąctyłemdoniego.
Biegnędosiebiespakowaćpotrzebnerzeczy.Jaktylko
udajemisięzlokalizowaćtelefon,odrazuprzekazuję
dziewczynominformacjęowyjeździe.Późniejdzwonię
domojejgłównej„niańki”.
–Matteo,wieszjuż,żewyjeżdżamy?
–Tak–odpowiadakrótko.
–Świetnie,podrodzezabierzemydziewczyny,alenie
potodzwonię.Wyślijkogoś,proszę,podwieskrzynki
wina.Jednązczerwonympółwytrawnym,adrugą
zbiałympółsłodkim.
–Szefnicniewspominał,żebędziesztamorganizować
jakąśimprezę.Wiesz,żepowinienwiedziećotwoich
planach,ajapotrzebujęwięcejludzidoobstawy–mówi,
ajawybuchamnieprzyjemnymśmiechem.
–MójdrogiMatteo,niebędzieżadnejwiększejimprezy,
będziemywyłączniemytrzy.Jednakpogodzeniesię
zżałobąpomoimdotychczasowymżyciuiwizjaczarnej
przyszłościtowyższakonieczność,wymagająca