Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zapora.Zczasemrozlewasię,zamieniawbagno
iwszystkowkołozaczynabutwieć.Patrzyłemnajego
skupionątwarzodbijającąsięwlusterku.Patrzyłem
nacorazbardziejobcegomiczłowieka,który,gdy
zacząłemdorastać,gdyzacząłemcorazdonośniejmówić
„nie”,zdezerterował.Niepotrafiłalboniechciał
towarzyszyćmiwewchodzeniuwdorosłość.Zawsze
zapracowany.Itonieznośneprzygarbienie.Tchórzliwe.
Takjepostrzegałem.Byłwysokim,bliskotrzydzieści
centymetrówwyższymodmamymężczyzną,miał
niebieskieoczyiukośnieopadającebrwi.Wyglądał,jakby
nieustanniesiędziwił.Alerównocześniebyłwnim
pesymizm.Jegokącikiustostroopadaływdół,przez
conawetgdysięśmiał,sprawiałwrażenie,żejest
smutny.
KiedyminęliśmypierwszezabudowaniaStrugi,
poczułemprzerażającąsamotność.Bezdziadka,który
zmarł,bezmamy,bezojca,którzyżylinainnejplanecie.
Czypozababciąktośmipozostał?Możeonajedynabyła
klu​czem,abymod​na​lazłsie​bie?
Pierwsze,cozobaczyłem,tospróchniałesztachety.
Nawetniesądziłem,żecałeobejścietakbardzosię
postarzało.Widaćbyło,żedawnoniktniebieliłścian
domu.Możliwe,żeumknęłobytomojejuwadze,gdyby
niekwitnącytużprzyścianiejaśminowiec.Jego
intensywnyzapachwypełniałsobącałyprzóddomu.
Polewejstroniebramyzaczynałkwitnąćczarnybez,
którydelikatnieprzenikałzapachjaśminowca,nadając
orien​talnąnutę.
Byładziesiątarano.Ksiądzmiałprzyjśćodwunastej
irazemzkonduktempogrzebowymwyruszyćwstronę
cmentarza,doktóregobyłoponaddwakilometry.Przy
bramiestałwujekRysiek.Podalisobiezojcembezsłów
ręce,pocałowałiprzytuliłmamę.Gdypodszedłem
doniego,spoj​rzałnamnienie​malzwy​rzu​tem.