Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Kiedydotarłemdoswoichdrzwi,obydwiemałapaminacisnąłem
klamkę.Cichoskrzypnęłyiotworzyłysięszeroko.Byłemtak
wyczerpany,żeniepomyślałemnawetozapaleniuświatła.Położyłem
sięnapodłodzetużkołołóżkaizasnąłem.
Obudziłemsiępóźno,jakzwyklewwolnąsobotę.Prawie
bezwładnąrękąnamacałemradio.Zgłośnikapopłynąłgłosspikera,
jakbybardziejzachrypniętyniżzwykle.Zapowiadałopadyśniegu
zdeszczem,apotemsporywzrostciśnienia.
Wstałemniebeztrudu.Podszedłemdodrzwi,otworzyłem.
Nawycieraczcestałabutelkapomlekuzwgniecionymkapslem.
Chwilęstałemzaskoczony,wreszciedotarłodomnie:„Topewnie...
ciśnienie”.
Kiedyzgłębiałemtodziwnezjawisko,zwindywysiadłsąsiad.
Noco?PanieJarku,idziemynasłoneczko?Skwartaki,żeledwie
wysiedziałempółgodziny.
Uśmiechnąłemsięzpolitowaniem.„Jeszczeniesłuchałradia,
nieszczęśnik”.
PanieMarku,copanopowiada?Przecieżpadaśnieg,aciśnienie
takiewysokie,żewygniotłomlekozbutelki.
Sąsiadspojrzałnamnienicnierozumiejącymwzrokiem.Chciałcoś
odpowiedzieć,alekiedyspojrzałnapustąbutelkę,zawahałsię.
Noijak?zagadnąłemzprzekąsem.
Sąsiadpodbiegłdookna.Kiedysięodwrócił,twarzmiałbladąjak
papier.
Padaśniegzdeszczemstęknąłniewyraźnie.
Niechsiępan,panieMarku,niemartwi.Zapraszamnakielicha,
nietrzebasiędawać!
Popołudniuciśnienietakwzrosło,żemusieliśmyułożyćsię
napodłodze.
Wieczorembyliśmyprzerażeni.Radio,którestałojakzwykle
napodłodzekołołóżka,byłocałkowiciewgniecionewparkiet.Pan
Marekwygrzebałzkieszeniscyzorykizacząłwydłubywaćodbiornik.
Pracęskończyliśmynadranem.Włączyłemradio.Spikerka
kończyłaczytaćwiadomości.Wytężyłemuwagę.
Ciśnieniespada.
Odetchnęliśmy.