Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PROLOG
PAŹDZIERNIK1849
E
dgarotworzyłjednooko,alezarazjeprzymrużył.
Wagonzatrząsłsięizdołurozległsięprzeciągłyzgrzytmetalu
ometal.Dźwiękwzniósłsięponadłoskotszyn,apotemzagłuszyło
gobuchaniedymuzkomina.Wkońcuzlałsięzszumemszeptów,
któreobudziłyEdgara.
–Śpi?
Poczuł,żemięśniemutężeją.Bardzosięwysilał,byzachować
spokój,nieruszaćsię,oddychaćrównoimiarowo.
Gdyprzejeżdżaliprzezostatnitunel,światznowupociemniał,aon
wyczułichponownąobecność.Demony.Wróciły.Zawszewracały.
Abyprzeciągnąćgoztegoświatadoinnego.
Przeszedłgodreszcz.Pozwolił,bypowiekaopadła.
–Obserwujciego–wychrypiałinnygłos.–Wsiądziedonastępnego
pociągu.
DłońEdgarazadrżała.Potgorączkistałsięterazzimnympotem
lęku.Perliłmusięnaszerokimczoleispłynąłnaskroń.
Niemógłznimiwrócić.Nieteraz,gdybyłjużtakbliski
ostatecznegozerwaniawięzizichświatem–jejświatem.Dobiegł
goostrydźwiękodsuwanychdrzwiprzedziałuiośmieliłsięukradkiem
jeszczerazunieśćpowiekę.
Tęgimężczyznawdopasowanymmundurzewcisnąłsiędośrodka.
–DojeżdżamydoBaltimore–oznajmiłłagodnym,monotonnym
głosem.Edgarwiedział,żetamtenniemapojęciaojego
prześladowcach,oichgroteskowychuśmiechachidiabelskich
pazurach.