Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Powózstanął,lokajzeskoczyłzkozłaipomógłpaniomwysiąść.
LeczgdynastępnieotworzyłzłoskotemdrzwidosklepuWokulskiego,
pannaIzabelatakosłabła,żenogizachwiałysiępodnią.Przezchwilę
chciaławrócićdopowozuiuciecstąd;wnetjednakopanowałasię
izpodniesionągłowąweszła.
PanRzeckijużstałnaśrodkusklepuizacierającręce,witał
niskimiukłonami.WgłębipanLisiecki,podczesującpięknąbrodę,
okrągłymiipełnymigodnościruchamiprezentowałbrązowe
kandelabryjakiejśdamie,którasiedziałanakrześle.MizernyKlejn
wybierałlaskimłodzieńcowi,którynawidokpannyIzabeliszybko
uzbroiłsięwbinokle-apachnącyheliotropemMraczewskipalił
wzrokiemisztyletowałwąsikamidwierumianepanienki,które
towarzyszyłydamieioglądałytoaletowecacka.
Naprawoodedrzwi,zakantorkiem,siedziałWokulski,schylony
nadrachunkami.
GdypannaIzabelaweszła,młodzieniecoglądającylaskipoprawił
kołnierzyknaszyi,dwiepanienkispojrzałynasiebie,panLisiecki
urwałwpołowieswójokrągłyfrazesostylukandelabrów,ale
zatrzymałokrągłąpozę,anawetdamasłuchającajegowykładuciężko
odwróciłasięnakrześle.Przezchwilęsklepzaległacisza,którą
dopieropannaIzabelaprzerwała,odezwawszysiępięknymkontraltem:
-CzyzastałyśmypanaMraczewskiego?...
-PanieMraczewski!...-pochwyciłpanIgnacy.
MraczewskijużstałprzypannieIzabeli,zarumienionyjakwiśnia,
pachnącyjakkadzielnica,zpochylonągłową,jakkitawodnejtrzciny.
-Przyszłyśmyprosićpanaorękawiczki.
-Numerekpięćipół-odparłMraczewskiijużtrzymałpudełko,
któremuniecodrżałowrękachpodwpływemspojrzeniapanny
Izabeli.
-Otóżnie...-przerwałapannaześmiechem.-Pięćitrzyczwarte...
Jużpanzapomniał!...
-Pani,rzeczy,którychsięnigdyniezapomina.Jeżelijednak
rozkazujepanipięćitrzyczwarte,będęsłużyłwnadziei,żeniebawem
znowuzaszczycinaspaniswojąobecnością.Borękawiczkipięćitrzy
czwarte-dodałzlekkimwestchnieniem,podsuwającjejkilkainnych
pudełek-stanowczozsunąsięzrączek...
-Geniusz!-cichoszepnąłpanIgnacy,mrugającnaLisieckiego,