Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
którypogardliwieruszyłustami.
Damasiedzącanakrześlezwróciłasiędokandelabrów,dwiepanny
dotoaletkizoliwkowegodrzewa,młodzieniecwbinoklachpoczął
znowuwybieraćlaskii-rzeczywsklepieprzeszłydospokojnego
trybu.TylkorozgorączkowanyMraczewskizeskakiwałiwbiegał
nadrabinkę,wysuwałszufladyiwydobywałcoraznowepudełka,
tłumaczącpannieIzabelipopolskuipofrancusku,żeniemożenosić
innychrękawiczek,tylkopięćipół,aniużywaćinnychperfum,tylko
oryginalnychAtkinsona,aniozdabiaćswegostolikainnymi
drobiazgami,jakparyskimi.
Wokulskipochyliłsięnadkantorkiemtak,żeżyłynabrzmiały
munaczolei-wciążrachowałwmyśli:
"29a36-to65,a15to80,a78-to...to..."
TuurwałispodokaspojrzałwstronępannyIzabeli,rozmawiającej
zMraczewskim.
Obojestalizwrócenidoniegoprofilem;dostrzegłwięcpałający
wzroksubiektaprzykutydopannyIzabeli,nacoonawsposób
demonstracyjnyodpowiadałauśmiechemispojrzeniamiłagodnej
zachęty"29a36-to65,a15..."-liczyłwmyśliWokulski,lecznagle
pióroprysłomuwręku.Niepodnoszącgłowy,wydobyłnową
stalówkęzszuflady,ajednocześnie,niewiadomojakimsposobem,
zrachunkuwypadłomupytanie:
"Ijamamnibytokochać?...Głupstwo!Przezrokcierpiałem
najakąśchorobęmózgową,azdawałomisię,żejestemzakochany...
29a36...29a36...Nigdymnieprzypuszczał,ażebymogłamibyćtak
daleceobojętną...Jakonapatrzynategoosła...No,jesttowidocznie
osoba,którakokietujenawetsubiektów,aczytegosamegonierobi
zfurmanamiilokajami!...Pierwszyrazczujęspokój...oBoże...Atak
gobardzopragnąłem..."
Dosklepuweszłojeszczeparęosób,doktórychniechętniezwrócił
sięMraczewski,powoliwiążącpaczki.
PannaIzabelazbliżyłasiędoWokulskiegoiwskazującwjego
stronęparasolkąrzekładobitnie:
-Floro,bądźłaskawazapłacićtemupanu.Wracamydodomu.
-Kasajesttu-odezwałsięRzecki,podbiegającdopanny
Florentyny.Wziąłodniejpieniądzeiobojecofnęlisięwgłąbsklepu.
PannaIzabelazwolnapodsunęłasiętużdokantorka,zaktórym