Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
bardzomadokąduciec.–Jegogłoswszedłnaniższe
rejestry,cooznaczało,żezachwilęzacznieużywaćnie
tylkosłów.Drugądłoniąchwyciłmniezagardłotak
mocno,żezaczynałamwidziećmroczkiprzedoczami.
–Myślisz,żektościuwierzy,żemogłempodnieść
naciebierękę?Powiemci.Nikt.Ponieważnikogonie
obchodzisz.
Ciemneplamkiprzesłoniłymipolewidzenia,agdy
Antoniogwałtowniemniepuścił,niebyłamwstanie
utrzymaćsięnawłasnychnogachiupadłamnapodłogę,
boleśnietłukąckolanaiłokcie.Słyszałamjegokroki
namarmurowejposadzce,dźwiękodsuwanejszuflady,
achwilępotemznówpoczułamzimnydotykmetalu
natwarzy.
–Jesteśzerem.Najchętniejzastrzeliłbymcię
namiejscu,gdybymtylkomiałpewność,żeniktnie
będzieociebiepytał.–Toniebyłpierwszyraz,gdy
Antoniogroziłmiśmiercią,przystawiająclufępistoletu
doskroni.Byłwielbicielembroni,regularniechodził
nastrzelnicęibardzochętnieużywałjejdowymuszania
namnieposłuszeństwa.
Terazniemiałamjużnawetsiły,żebysiębać.
–Zamknijsię–powiedziałamcicho,dźwigającsię
naklęczkiizaciskającboleśniepięści.Sąwżyciutakie
momenty,gdyczłowiekdochodzidokrawędzinerwów,
wytrzymałościpsychicznej,siłyizatąkrawędziąnie
majużnicpozapustką.
–Słucham?Copowiedziałaś?–Spojrzałnamnie
znieskrywanąpogardą.
–Powiedziałam:zamknijsię–wycedziłamprzezzęby,