Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
rękami.Widziałachybatylkojarzącesięzielonkawo
ślepiaiczarny,koci,rozpływającysięwpomrocekształt
ol​brzy​miegozwie​rzanadsmugąrzeki.
Spotkałysięichoczy,ichgłosy:„Jezu,Jezu”...i
po​mrukwzgar​dliwy.
Tamtamatkaosunęłasiębezczucianaziemię,ata
przeszławtrzechsusachnadrugibrzegipodążyładalszą
drogąprzezspalonylas,ciąglepodgórę,wyżejiwyżej,
doswejpie​czary.
Oblizałaśpiącemaleństwaiułożywszysięwygodnie,
grzbietemdownętrza,pyskiemkuwylotowi,syta,ciepła,
ciepluchnadrzemała,niemogączasnąć.Boilekroć
rozwierałaznużonepowieki,zawszenaczarnymwyłomie
pieczarywidziałatlącąsięzłotąiskierkę.Taiskierka
mżyłaimżyła,drażniącjakgiez,jakwspomnienie
czło​wieka.
Do​pierooświ​ciezdrzem​nęłasięnado​bre.
Gdyobudziwszysię,wyszłaprzedpieczaręzamiast
iskryuj​rzaładym.
Daleko,zapagórkiemostatnim,strzelałanadleśną
dolinęcieniuchnaczarnałodyżka,purpurowiejąc
wpo​ran​nymsłońcustop​niowo,byza​kwit​nąćróżądymku.
Widokstądmiałosięnacałąokolicę.Trudnoolepsze
legowisko.Napołudniowymzboczu,wśródnieprzebytych
krzakówaralii,przeplatanychdzikimwinemichmielem.
Słońceświecicałydzień,nagrzewającgranity.Strumyk
niedalekoistadodzikówwpobliskiejdąbrowie,anad
dzikamitygryschodziprzeciejakpastuch,dopóki
wszyst​kichcodojed​negoniewy​bie​rze.
Spoglądałaleniwieprzedsiebienawiędnącądymną
różę,gdziecośwyraźniedogasałotoznównassące
małe,mru​żącżół​tawe,prze​peł​nionebla​skiemoczy.
Udałyjejsiędzieci,zwłaszczasamczyk.Miesiąc