Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Córka,nazwanaT’ao,Brzoskwinką,nieporuszyłasię,
gdyprawiedotykająctwarzy,tłumaczył,żemordkę
maonawprawdziekarnacjichińskiej,zkształtu–księżyc
wpełniibrwiskośne,iustamaciupkie,aleoczyduże
ichabrowe,polskieoczy,inosekprosty...
Ruchemzniecierpliwieniaodsunęłarękęojca.
–Przestań.Onwcaleniesłucha.
Rannyrzeczywiścieprzymknąłpowieki.Dwiepionowe
bruzdyznaczyłysięnaczoległębokimzamyśleniem.
–TowarzyszuBagorny?–zagadnąłzniepokojem
lekarz.
Otworzyłoczy.Byłyprzytomne,wnikliwe,nadwyraz
wnikliwe.
–Wy,Polacy,musiciesiętuwszyscyznać–powiedział
wolno,zwidocznymwysiłkiem.–Chodzimiochłopaka
jednego...WiktorDomaniewski.
–Nakoncesji?Znam,znam...Operowałemgonawet
kiedyśnawyrostek.SynDomaniewskiego,cotogoteraz
spalonodoszczętu.
–Tensam...Otóż,gdybyściego,doktorze,spotkali,
proszęmupowie...
Urwał,obrzucającwymownymspojrzeniem
dziewczynę,któranadźwiękimieniaDomaniewskiego
przysunęłasiębliżej.Ojciecznówjąofuknął:
–Noiczegosiępchasz?Zupełniebezambicji,drewno
zlilijką!
Odsunęłasięwięcnastronęijużniesłyszała,coranny
ojcuwyszeptał.
Brodaczwstałwkońcu.
–
Bud’tiespakojny!
–przyrzekł,dającznak
białogłowemu,żewszystkowporządku.