Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Słyszączjegoustpotwierdzenie,powiedziałacicho,
bardziejdosiebieniżdomnie:
–No,możejednaksięuda...–Azwracającsięjuż
formalniewmojąstronę,powiedziałanapożegnanie:
–Dziękujemyzapobytwnaszymhotelu.–Izpewną
nutąpowątpiewaniawgłosiedodała:–Zapraszamy
ponownie.
Interiorkojarzyłmisięzawszezdzikąprzyrodą,
bezdrożamiipustkowiem.Spodziewałamsię,
żesamochódJimabędzieterenówkąlubprzynajmniej
dużymSUV-em,tymczasemokazałsiękomfortowym
sedanemzdużymbagażnikiem.Nicniemówiąc,
załadowałamswójniewielkibagażijużpochwili
jechaliśmyprzezmiasto.
Naszatrasaprowadziłaulicą,gdziewczorajbyłam
świadkiemdramatycznychwydarzeń.Drogabyłajuż
przejezdna,tylkochodnikiwciążniebyłydokońca
uprzątnięte.Wszędzieponiewierałysięresztki
transparentówimasapotłuczonegoszkłazokien
wystawowychsklepów.Nawierzchniachodników
zeleganckiejkostkibrukowejbyłamiejscami
całkowiciezerwana,widaćkrasnoludy,amożeludzcy
kontrmanifestanci,użylijejjakopociskówwwalce.
Jechaliśmybardzopowolidochwili,gdyprzedmaską
samochodupojawiłsiępolicjantigestempodniesionej
rękinakazałsięzatrzymać.Zanamizacząłtworzyćsię
zatorzkolejnonadjeżdżającychpojazdów.Wkrótce
przyczynaprzymusowegopostojuwyjaśniłasię.
Zprzeciwkanadjechałalawetanaktórąekipa
strażakówzaczęłaładowaćstojąceprzykrawężniku