Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
znich.
–
Aniechmniekulebiją,jeślitonieprzeznaczenie!
–
Mówjaśniej,tybeczkołoju!–zawołałczarnowłosy
mężczyzna.
–
Trochęcierpliwości,panieAnzelmie–odparłgrubas
zszacunkiemumniejszonymszczyptąironii.–Musimy
uciecsiędomojejpamięciiwiedzy.
–
Dodiabłazjednąidrugą,tybelfrzegodnyszubienicy!
–zagrzmiałpanAnzelm.
–
Anacharsis–tłumaczyłDoucedame,czyniącukłony
wstronęjakiejśniewidocznejpostaci–toimiętego
scytyjskiegofilozofa,którywVIwiekuprzedChrystusem,
opłynąwszywsypyAttyki,pojawiłsięwAtenach,gdzie
wprowadzićchciałkultDemeter,jakrównieżPlutona.
Słonozatozapłacił,gdyżniezawszemożnabezkarnie
mieszaćsięwsprawybogów.Uduszonogo.
SzyperFeny,nierozumiejącniczegoztejgadaniny,
przerwałmu,bymócopowiedziećoowychpotwornych
postaciach,którezauważyłbyłpośródmgiełwyspy.
Doucedamepocząłkrzyczećigestykulować.
–
Notojesteśmyblisko!–zaśmiałsięgroźnie.
–Obiecujęwampełnyładunekzłota,moiprzyjaciele.
Anacharsis,wyrazicielwolibogów,posłużyłsięostatnim
zeswychpotomków,bydokonaćswojejmisji.Tak!Wieki
czytysiąclecia,sąoneniczymdlazjaw.
PanAnzelmspoważniał.
–
Każmupodaćszczegółycodoostatniegokursujego
tartany–nakazał.
–
Samopołudnie–wyszeptałranny,potymjak
Doucedameskończyłtłumaczyćmuichsłowa.
–
Icoteraz?
–
Niemożemytrzymaćnapokładzieniepotrzebnych