Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
widok.Jasne,gdzieśwjegownętrzudowtórugrałteż
niepokój,aletentłumiłapewność,żeKonradbędzietam
razemznim.Aonwkońcupomożeswojemu
dobroczyńcy.Wkońcusięprzyda.Stanęsiędlaniegotak
niezbędny,żejużnigdyniebędziechciałsięmniepozbyć
–pomyślałjeszczeMoskal,schodzączbalkonu,aby
odnaleźćtorbę.
PozaaktówkąnalaptopGronczewskipodróżował
zdwomabagażamiwykonanymizczarnejskóry–czymś,
coprzypominałopokrowiecnagarnitury,alemieściło
wsobieichkilkazestawówwrazzdodatkamioraz
ześredniejwielkościtorbąnaramię.Antekniemiałwięc
innegowyjścia,jakprzeszukaćjepokolei.
–Nieżebymitoprzeszkadzało–mruknąłdosiebie
irozsunąłzamektorbyzajmującejmiejscenaspecjalnym
stojaku.
Zerkającdojejwnętrzapomyślałjeszcze,żejest
tokolejnaszansa,żebyodrobinębliżejpoznaćKonrada,
iwłaśniewtedyzobaczyłcośosobliwegowciśniętego
nadno.Jakzawszeciekawski,sięgnąłdośrodka,aby
pochwilirozciągnąćprzedsobąskórzanąkurtkę.Miała
czarnykolor,alepokrywałjąteżdziwnylakier.Coś,
copopękałojużwniektórychmiejscach,łuszczącsię
irolującpodjegopalcami.Tafarba,czycokolwiek
tomogłobyć,wydawałasąbrązowa.Zmieszanazpotem
jegorąkstawałasięlepkaijakby…
–Tokrew?–szepnąłAntek,krzywiącsię
zniesmakiem.
Niewypuściłjednakkurtki,atylkogorączkowozaczął
sięzastanawiać,comogłaoznaczać.Musiałanależeć