Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Tujużbyłowięcejświatła;nadobydwomawejściami
świeciłysłabeżarówki,oprawionewprosteszklane
klosze,jakwpeerelowskiejdworcowejtoalecie.
Rozglądałemsięciekawie,próbującwypatrzyćcoś
poprzezciemnościimgłę.Tużobokdomuznajdowałsię
jeszczedrugi,mniejszybudynek.Wzniesiony
zdrewnianychbali,wspartynaniskichkamiennych
kolumnach,omocnospadzistymdachuporośniętym
trawą.Znałemtenrodzajbudynku.Tobyłtakzwany
stabburet
,spichlerz.PamiętamjezNorwegii,tam
bardzopopularne.Wdawnychczasachwędzono
wnichimagazynowanorybyimięso,trzymanoowce.
Naszczyciespichlerzasiedziałjakiśptak.Dużyptak.
Orzeł?Zdawałomisię,żejestbiały,aleniebyłem
pewien;byłanoc.Siedziałbezruchu,zzakrzywionym
dziobemskierowanymnazachód.Amożetenptak
też…Wsumietonieważne.
Zwróciłemsięwstronędomuipowolipodszedłem
dotychdrugichdrzwi,nietychgłównychzgankiem,
tylkodotychpoprawejstronie.Niewiemczemu,
kierowałmnąniewytłumaczalnyinstynkt.Przysamych
drzwiachleżałymiędzychwastamidwawielkie,
porośniętemchemkamienie.Nie,toniebyłykamienie,
tobyłykoła.Dwakamiennekołamłyńskie.Prógdomu
nosiłwyraźneśladymysichalboszczurzychzębów.
Nadesce,tużkołodrzwi,przybitybyłmetalowy,
zaśniedziałyodstarościiwilgocinumer.Siedem.
Aobokniegojeszczebardziejzaśniedziała
iskorodowanatabliczkazimienieminazwiskiem.
Przysunąłemtwarzdotabliczkiiodczytałemlitery,
szepcącpodnosem:
JohanTordensson.Tak,totu.
Dopieroterazspostrzegłem,żeścianydomumocno
zbutwiałeipokrytełuszczącąsięwszędziebiałąfarbą.