Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
mieliśmyżadnychwspólnychlekcji,więcwszystkiemoje
uwodzicielskiezabiegimusiałyograniczyćsiędosiedmiu
minutnaprzerwach.Alewdziesiątejklasie,abyłam
pewna,żetobędzienajlepszyrok,mieliśmyzLance’em
wyznaczonąsamąprzerwęnalunch.Więcbędę
paradowaćzjegonazwiskiemprzedmajem.Poprostu
towie​dzia​łam.
Lance,corobisz?Zachichotałam.Postawmnie
naziemi!Niemogęod​dy​chać,botwojera​mięci​śniemnie
wżo​łą​dek!
Lanceod​chrząk​nął.
Totakiesłodkie.Tyteżzapieraszmidech
wpier​siach,mała.
Boże,tenjegogłos.Jakcholerneanielskiedzwony.Jak
natakwielkiegofacetaoagresywnymwyglądziemiał
zdumiewającomiękkiikokieteryjnytembrgłosu.Kilka
razynapoczątkukręciłomisięwgłowie,gdysłyszałam
takiuwodzicielskitonwydobywającysięztejsurowo
przystojnejtwarzy.Atebajery!PrzysięgamnaBoga,
żezakażdymrazem,gdygospotkałam,miałnową
gadkę.Cho​ler​nieko​cha​łamLance’aHi​gh​to​wera.
Zachichotałamgłośniej,cosprawiło,żeżołądekzabolał
mniejeszczebardziej,iklepnęłamgowdoskonały,
po​krytyna​szyw​kamity​łek.
Po​stawmnie,dupku!
Zanimzdążyłtozrobić,zdrugiejstronyparkingu
usłyszeliśmyobrzydliwyodgłosuderzeniaidonośny
krzyk:„Po​wtórztojesz​czeraz,skur​wielu!”.
Lancenadalmocnotrzymałmnieodtyłuzauda
iodwróciłsięwstronęzamieszania,cosprawiło,
żejeszczebardziejoszołomionazłapałamgowtaliiizza
jegobokuzer​k​nę​łam,cosiędzieje.
Ichociażniemogłamdokładniezorientowaćsię,oco