Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zklasy.
Ledwopowstrzymujęsięodwybuchuradości,mocnozaciskając
wargi.Dziadekjestniezawodny.Tataotwieraszerokousta,patrząc
naniego,poczympowolijezamyka.Powtarzatęczynnośćmoże
zetrzyrazy.
–Ojciecmożebysięzająłwarcabami.–Ruszadowyjścia.
–Zabezpieczajsię–mruczyniewyraźniedomnie,apotemobaj
wychodząizamykajązasobądrzwi.
Szczerzęsięwesoło,bopoprawiliminastrój,alekiedypatrzę
naKonrada,mójuśmiechgwałtownieblednie.
–Mówiłemcikiedyś,żetwojarodzinatodomwariatów?–mówi
chłopakzwyrzutem.–Ktonormalnywpieprzasiętakbezpukania?
–Nieobrażajich.–Siadamnabrzegułóżka.Zachowaniemojego
ojcarozbawiłomnie,alechybatylkomnie.Pewniezałożylisię
zdziadkiemoto,czywyprawiamcośzKonradem.Częstorobią
podobnerzeczy,gdynudząsięwieczorami.–Wiesz,jestembardzo
zmęczona–wyznaję,będącprzekonana,żewyczujealuzjęizostawi
mniesamą.Chciałabymzamknąćsięwswoimpokojujedynie
zeswoimimyślami.
Wzdychaciężko,alenaszczęściewstajeiruszadowyjścia.
Naodchodnerzuca,żemniekocha,nacoodpowiadammutym
samym,zmuszającsiędouśmiechu.Ledwozamykająsięzanim
drzwi,kładęsięnaplecachiopuszczampowieki,zastanawiającsię,jak
uspokoićtenchaoswmojejgłowie.