Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Wracajdostołu,Lauro–mówiprzedsiebie.
–Skądwiedziałeś,żetoja?–Stajęrównoznimispoglądam
najegoprofil.Uśmiechasię,kręcącgłową.
–Zawszerozpoznam,żetoty–rzucazesmutkiem.
Niewiem,czynaprawdęjesttak,jakmówi,aleniechmubędzie.
–Ocoposzło?
–Omarnotrawnegosyna–słyszęwtymgłosieczystągorycz.
–Dlaczegosiętaknazywasz?
–Botakjest.
–Marcel,nierozumiem…
–Tymlepiejdlaciebie–przerywami,wkońcuostropatrząc
miwoczy.–Wracajdostołu.
Niedoczekanie,żebyonmirozkazywał.Trochęzbijamnieztropu,
bonigdywtensposóbdomnieniemówił,aleniedajęsięizaplatam
ręcenapiersiach.
–Chcęztobąpogadać,takjakdawniej.
–Nicniejesttakiejakdawniej.–Odwracasiędomnieiłapie
zaramiona,ściskamocno.Jegodłonierozgrzewająmiskóręidopiero
terazdochodzidomnie,żestojęwsamejkoszulce.Wcaleniejest
mizimno,zapomniałamotymprzynim.
–Masznamyślito,żeniebędziemytakbliskojakkiedyś?
–Zbieramisięnapłacz.–Niebędziemysięprzyjaźnić?
Jegodesperackiespojrzeniezmieniasięnatakczułe,żeażmój
żołądekrobisalto.Wstrzymujęoddech,kiedyzbliżaswojątwarz
domojej.
–Och,terazjestemzłymgościem,odktóregotakiedziewczynyjak
typowinnysiętrzymaćzdaleka–mówispokojnie,alejakbyzlekką
kpiną.
–Takiejakja,czylijakie?–Odważnieunoszępodbródek.
–Młodsze?Grzeczne?Tak,Marcel?