Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wracajdostołu,Lauromówiprzedsiebie.
Skądwiedziałeś,żetoja?Stajęrównoznimispoglądam
najegoprofil.Uśmiechasię,kręcącgłową.
Zawszerozpoznam,żetotyrzucazesmutkiem.
Niewiem,czynaprawdęjesttak,jakmówi,aleniechmubędzie.
Ocoposzło?
Omarnotrawnegosynasłyszęwtymgłosieczystągorycz.
Dlaczegosiętaknazywasz?
Botakjest.
Marcel,nierozumiem…
Tymlepiejdlaciebieprzerywami,wkońcuostropatrząc
miwoczy.Wracajdostołu.
Niedoczekanie,żebyonmirozkazywał.Trochęzbijamnieztropu,
bonigdywtensposóbdomnieniemówił,aleniedajęsięizaplatam
ręcenapiersiach.
Chcęztobąpogadać,takjakdawniej.
Nicniejesttakiejakdawniej.Odwracasiędomnieiłapie
zaramiona,ściskamocno.Jegodłonierozgrzewająmiskóręidopiero
terazdochodzidomnie,żestojęwsamejkoszulce.Wcaleniejest
mizimno,zapomniałamotymprzynim.
Masznamyślito,żeniebędziemytakbliskojakkiedyś?
Zbieramisięnapłacz.Niebędziemysięprzyjaźnić?
Jegodesperackiespojrzeniezmieniasięnatakczułe,żemój
żołądekrobisalto.Wstrzymujęoddech,kiedyzbliżaswojątwarz
domojej.
Och,terazjestemzłymgościem,odktóregotakiedziewczynyjak
typowinnysiętrzymaćzdalekamówispokojnie,alejakbyzlekką
kpiną.
Takiejakja,czylijakie?Odważnieunoszępodbródek.
Młodsze?Grzeczne?Tak,Marcel?