Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
młodabrunetkaopociągłejtwarzy.Jeślimiałabym
zgadywać,tomojarówieśniczka,niesądzę,abymiała
więcejniżtrzydzieścikilkalat.–Panigodność?–dopytuje
chłodnymtonem,jakbympojawiłasięwprzychodni
porazpierwszy.Zastanawiamsię,czytomożliwe,aby
rejestratorkawciążmnieniepamiętała,czypoprostu
zawszetraktujepacjentówtaksamoozięble.
–SabinaGancarek–odmrukujęrówniepowściągliwie.
Niesilęsięprzytymnachoćbynajsłabszyuśmiech.Nie
tylkoniematakiejpotrzeby,skoropracownicaośrodka
nawetnamnieniepatrzy,aleteżnieznajdujęzbytwielu
powodówdoradości.
Niemasensuudawać,żejestdobrze.Sztuczny
uśmiechjestgównowarty.Przekonałamsięnawłasnej
skórze,żewymuszonażyczliwośćwyrządzawięcejszkód,
niżmogłobysięwydawać.Zderzyłamsięzniądziesiątki
razy.Pracownicyopiekispołecznejzzaskakującą
łatwościąukrywająswojąniechęćpodbezradnym
współczuciem,aobojętnośćtłumacząnawałem
pilniejszychobowiązków.Aprzytymwszystkimuśmiech
nieschodziimzust.
Ludziepotrzebującyrealnejpomocysąnazwiskami
wrubryce,niechlubnąstatystyką,którątrzebaodhaczyć,
wdodatkugenerującącałkiempokaźnekoszty.Komu
sąwięconipotrzebni?NapewnoniepanizMOPS-u,która
częstomapodswojąopiekązbytwielerodzin,aby
rzeczywiściesięzainteresować,jaksobieradzą.
–Proszęusiąść–wydajepolecenierejestratorka.
–Dziśmamaplikacjęleku.–Uznajęzastosownedodać
tęinformację.Kiedytomówię,zdenerwowaniechwyta
mniezagardłojeszczemocniejniżwtedy,gdypojawiłam
sięprzedbudynkiemprzychodni.
–Zarazktośpopaniąprzyjdzie–odpowiada
natokrótkokobieta.
Posłuszniezajmujęjednozwolnychkrzeseł.Opieram
tyłgłowyościanę,przymykamprzytympowieki.Marzę,