Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
bezlitosnejaokrutnejkary,oczekujeciosów,przedktóremiosłonićsię
niemoże,taksamostaryczłowiekkuliłsięnaswemmiejscu.
—Więcmamzaczynać?—powtórzyłnazwanyIwanem.
—Boże...Boże...—jęczałmężczyzna...—Onmniebędziebił,
Iwan,mójkozak,mójsługa...Jestemstary,choryisparaliżowany,
słaby...Bronićsięniemogę.Cozahańba...Cozawstyd...Toćwynie
macieodrobinylitości...
BatwrękuIwanaporuszałsięcorazgroźniej...
—Twierdzisz,żenieznamlitości!—powtórzyła.—Czemuż
misięsprzeciwiasziniechceszpodpisaćpapierów?...Stawiaszmnie
równieżwpołożeniubezwyjścia...
—Niemogę!
—Dlaczego?
Porazpierwszyjakiśbłyskenergjiprzebiegłpopozbawionej
wyrazutwarzymężczyzny.
—Boniewolnomiskrzywdzićnikogo!
—Nieskrzywdzisz!
Leczonjużprzemawiałstanowczo,nachwilęodzyskawszydumę
igodność.
—Zabrałaś,comiałem!...Trudno...Nieżałuję...Tobyłomoje...
Lecztamto,coinnego...
—No...no—wyrzekła.—Cozaszlachetność...Cozaniezłomne
postanowienia...Więc,ostatecznieodmawiasz?
—Powiedziałem...
Zwróciłasięwstronęolbrzymiegokozaka,któryzmarsemnaczole,
nieruchomy,nibyolbrzymiposągkamienny,oczekiwałrozkazu.
—Iwan!
Postąpiłparękrokówwstronęfoteluibiczuniósłdogóry.
—Nie!—wykrzyknęła.—Wprzódściągnijzniegoubranie!Dawaj
pejcz!
Kozakwyciągnąłwjejstronębat,którypochwyciłaskwapliwie,
poczembrutalnieszarpnąłchoregozaramię.Woczachtamtegoznowu
nachwilęzamigotałlęk,leczwnetsięopanował.
—Ściągaj!...Bij!...Katuj...oprawco!—zawołałwjakimś
paroksyzmiewściekłości.—Znęcajsiępodłychamienad
bezbronnym!...Niczemnieniewydobędziecie...Ozamordujcie
prędzej!...Niechsięskończątemęki...
Kozak,niezważającnakrzyki,powoli,nibyrozkoszującsię
cierpieniamiofiaryzdejmowałzparalitykamarynarkę.LeczOrzelska
pojęła,żenajwymyślniejszetortury,niezdołająprzełamaćdziśoporu