Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Imprezajakimpreza.Dopierogdynazwiesięostatnią,urzeka
ijednocześniesmuciobrazchowającegosięzahoryzontczerwonego
słońca,nadktórymsamolotyrobiłybiałesmugi,jakbychciałycoś
przekreślić.Więcejwrażeńniezachowałam,jeszczetylkociepłe,żółte
światłowlewającesiędopokojuprzezotwartedrzwinataras,jakby
onrzeczywiściebyłprzedłużeniemmieszkaniapaniGabel,jakimś
przedsionkiem,przezktórywiatrmógłbeztruduprzelatywaćjakdobry
ciepłyprzeciągidelikatnieczesaćjejrozpuszczonewłosy.Siedziała
naswoimtarasiezkryształowymkieliszkiemwręce,nogazarzucona
nanogę,znieczulonaodpasawdół.
***
Trzymiesiącepóźniejzapukałamdoichdrzwi,bozaczęliśmysię
niepokoić.Niewidziałamjejjużkilkadobrychtygodni,zatoobcych
ludzi,którzyprzychodziliiwychodzili,byłosporo.Tupalipodeszwami
pokafelkachnaklatceibudzilimojedzieckopodczaspopołudniowej
drzemki.Chybawynosililubwnosilijakieśmeblealbopotrzebny
sprzęt,boczasemobijaliczymśościany.Podjeżdżalimałym
samochodemznapisem„Opieka”albo„Pomoc”iparkowaliobok
stojącegotujużprawiezawszeczarnegomercedesa.Potemspiesznym
krokiem,ztorbamiwrękach,szliwzdłużopadającychtulipanów.
Jejmążzaprosiłmniedośrodka.Chybaucieszyłsięnamój
widok,bouśmiechprzebiegłpojegowychudzonejtwarzy,albo
poprostuwitałnimwszystkichdobrych,obcychludzi,
profesjonalistów.Takinawykwdzięczności.
Mieszkaniebyłotaksamobiałe,tylkooknapozamykane,choć
mieliśmypełnięlata.PaniGabelsiedziałanabalkonie,podrugiej,
północnejstronie,którategodniabyłanagrzanajaktapołudniowa.
Wgłębokimwiklinowymfotelu,októryopierałysiędwiemetalowe
kule.Laskiniebyłowidać,widoczniecoraztrudniejjejsięchodziło.
Niewstałanapowitanie,obróciłatylkogłowęwmojąstronę.
Gdyzobaczyłamjejtwarz,cośwemniedrgnęło.Byłaprzeraźliwie
blada,apodoczamimiałaszarewory,którewystawałyspodokularów
irozlewałysiępopoliczkach.Jejkościpoliczkowezdawałysięprawie