Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Prolog
GABINETDOCENTAJANKIEWICZAtomalutkie
pomieszczenie,którepamiętamjeszczezczasów,kiedy
byłamstudentką.Zdawałamtukilkaegzaminów.Teraz
samaegzaminujęstudentów.Myślęteżokontynuacji
nauki.Stopieńdoktorapowolizaczynaminiewystarczać.
Jankiewiczprzyglądamisięprzezgrubeszkłaokularów.
Mabardzopoważnąwadęwzroku;zmagasięznią,odkąd
pamiętam.Jestemwpokojuprzełożonegooddobrych
kilkuminutinadalniewiem,pocotakwłaściwie
zostałamwezwana.Rozmawialiśmychwilęobieżących
sprawach,docentpobieżniewypytywałozajęcia
zestudentami,poruszyłteżtematzbliżającejsięsesji
zimowej.Równieżbardzooględnie.Niewzięliśmy
nawarsztatniczego,cowymagałobypilnejkonsultacji.
Ajednaknadaltutajsiedzę.
–Ula…–podejmujewreszcieprzymilnymtonem.
Zwyklejestżyczliwy,jednakwtejchwilitrudnominie
ulecwrażeniu,żestarasiębrzmiećwyjątkowo
przychylnie.–Wieszotym,żejestemzadowolony
ztwoichwyników.Itobardzo.Cenięcięprzede
wszystkimzato,jakimjesteśnaukowcem…
naukowczynią–poprawiasię–aletakżezato,żejesteś
pracowniczką,naktórejzawszemożnapolegać.
–Dzięki–bąkam,zastanawiającsię,dlaczegoakurat
dzisiajpadajątesłowa.