Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nato,żedocentdołączyłdogronawtajemniczonych,
ajegokolejnesłowatylkotopotwierdzają:
–Przykrasprawa.
–Bardzo–bąkam.
–Żałuję,żeakuratciebietospotkało–oświadcza.
Kiwamgłową.Jankiewicztomądryczłowiek,odzawsze
podziwiamgozawiedzęiprofesjonalizm.Alelubię
gotakżejakoosobę,jestpoprostusympatyczny.Często
zwyczajnieserdeczny.
–Tomusibyćdlaciebietrudne–dodaje.
–Tak.Jestbardzotrudne.–Wzdycham.–Aleniestety
niekażdyrozumiesytuację,właściwietowiększośćnawet
niepróbujezrozumieć.
–Nowłaśnie…
Unoszęspojrzenie.
–Ludziegadają–mówi,kiedynaszeoczysięspotykają.
–Corazwięcejosóbskarżysięinarzeka.
Przełykamgłośnoślinę,booilenieposądzam
Jankiewiczaobrakempatii,otylecorazmniejpodoba
misiękierunek,wktórymzmierzatarozmowa.
–Naconarzekają?–dociekam,gdyszefmilczy.
–Ula,powtórzę:bardzocięcenięjakonaukowczynię
ipracowniczkę,jesteśświetnawtym,corobisz.Ale…
Docentrozkładabezradnieręce,jakbyzabrakłomusłów
doprzekazaniatego,cochcepowiedzieć.
–Aleco?–dopytuję,czując,żeżołądekpodchodzi
midogardła.Przestajęwątpić,zaczynammiećpewność,
żetospotkanieniedotyczymojejpotencjalnejhabilitacji.
–Powiemwprost–odzywasięmężczyzna.–Coraz
więcejosóbniechceztobąpracować.
Dotejporybyłomibardzociepło,terazzalewamnie
falapotwornegogorąca.Niesądziłam,żekiedykolwiek
cośpodobnegousłyszę.Staramsiężyćwharmonii
zinnymiludźmi,zawszedbamodobrerelacje.Nie
inaczejwyglądatozmoimiwspółpracownikami.Wydaje
misię,żejestempomocna,nietylkoniewykręcamsię