Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
rodzinnejmogileHallmannów.
ChceszspytaćowyjazddoAugusta,prawda,moje
dziecko?
„Dziecko”podsześćdziesiątkęmusiałopamiętać,
żebyzamknąćusta,którerozdziawiłysięzezdziwienia.
Zaskoczonapokiwałagłową.
Przecieżjatuowszystkimwiem.KsiądzWalery
uśmiechnąłsięidotknąłstuływyszywanejswegoczasu
przezMatyldę.Aludziemówiąowszystkim.Nawet
otym,czegoniewiedzą,atylkosiędomyślają.
Całkiemsłuszniesiędomyślajązaczęła.Alos
mójidzieciakówJózefajestwksiędzarękach.Comamy
zrobić?
Starszymężczyznazmarszczyłczołoiutkwiłwzrok
wmogiłachtyluprzedwcześniezmarłychludzi.
Większośćznichdobrzeznał.
Matyldo,zapominaszsię.Roląksiędzaniejest
podejmowaniedecyzjizajegowiernych.Alesięnie
martw.Zerknąłwbokidostrzegłzafrasowane
spojrzenieparafianki.Chętnieposłucham,jakiemasz
wątpliwości.
PrawiepółgodzinystalinadmogiłamiHallmanw,
wsłuchującsięwswojesłowa.
OstatnirazwidziałamAugustawtysiącosiemset
pięćdziestympiątymroku.Miałwówczasdwadzieścia
pięćlat.Onjużjestjakobcyczłowiek,proszęksiędza.
Mamzaryzykowaćlosdzieciiwywieźćjewnieznane?
MógłbymwziąćHelenkędopomocynaplebanii
odezwałsiępochwiliksiądzWalery.Aletojest
wszystko,comogęzrobić.DrogaMatyldo,chybadobrze
wiesz,cosiędziejeijakiwtymrokumieliśmy
nieurodzaj.Wieluludziniedoczekanastępnejwiosny.
Będziebiedaigłód.Chybanietowymarzyłaśsobiedla
bratanków.PrzezknowaniaBismarckaniebędąmogli
dokupićsobieziemianiteżzbudowaćnowychdomów.
Itakpewniestądwyjadą,możedoPrus.Alecobędzie
zmałymJózkiem?
Acomaznimbyć?
Niemyślałaśotym,Matyldo,botojeszczemłody