Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
oknaiprzecisnąłprzeznieswojewątłeciało.Słyszałjeszczetylko,
jakktośwchodzidotoaletyimówicośnagłosocholernych
dzieciakach,któreniegaszązasobąświatła,czynieoszczędzają
prądu.Uciekłwostatniejchwili.
Nieczułsięzbytdobrze,byłomutrochęchłodno.„Chybasię
czymśstrułem”.Próbowałprzypomniećsobie,codziśjadł.Nic
specjalnego.Ziemniaki,kapusta.Nieważne.
Chciałjaknajszybciejwrócićdośmierdzącegomieszkania
idośmierdzącegooparamialkoholuojca.Byłwściekły.Takniewiele
mubrakło,azarobiłbytylepieniędzy,żewystarczyłobynamiesiąc
lubdwawygodnegożyciawPolsce.
Deszczzelżałjużnieco,więcusiadłnaławeczce,zapatrzył
sięwdalipróbowałzłapaćoddech.Chciałomusiępalić,alenie
miałpapierosów.Wyjąłzkieszenitelefon.Gonitwamyślirozsadzała
mugłowę.Obawiałsię,czyniepozostawiłzasobąjakiśśladów.
Karmiłsięnadzieją,żeprzecieżwykonałwiększośćzlecenia,może
udamusięzarobićchoćczęśćobiecanychpieniędzy.
Zerknąłnaekranmonitoratelefonu.Byłojużpóźnownocy.
Ojciecpewniespałjużpijanywtrupa.Mógłspokojniewracaćdo
domu.Niktniezostawiłmużadnychwiadomościnatelefonie,nawet
Emilianicniepisała.Zasmuciłsięipoczułniepewnie.Czynapewno
golubiła?Niemiałzbytwieluprzyjaciół,byłodludkieminerdem.
Niemiałtutajzasięguwtelefonie,więcwstałenergicznie
iskierowałsięwstronęblokowiska,gdziemieszkał.Deszczzaczął
padaćponownie,bardzogwałtownieiniespodziewanie.Schował
telefongłębokowkieszeni,byniezmókłiprzyspieszyłkroku.
Przeklinałwmyślach,deszczbyłlodowaty,zresztątonicdziwnego
wzimie.Deszczwzimiebyłnormąjużodwielulat.Zmiany
klimatycznedawałysięweznaki.
Naglewoddalizałomotałoiprzenikliwygrzmotprzeszył
powietrze.Jegodźwiękdziwniesięprzeciągnął.„Ocochodziztymi
grzmotami”,chłopakpomyślałprzestraszonyhałasem.Zakułogo
wbrzuchu.„Nie,tylkonieznowu”.Jeszczebardziejprzyspieszył
24