Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Byłynatychwozachbalie,szafliki,koryta,miski,cały
sprzętgospodarski.Poniedługiejprzerwieszliskotnicy
pędzącycałestadabydła,zanimiświniarze,potem
owczarze.Zaledwieprzebrzmiałoporykiwanieikwiki,
ajużzdalekasłychaćbyłoprzeciągłewołanie:„Ko…ło…
mazi,ko…ło…mazi”.Tosmolarze.Ichczarnewozy
wyładowanebeczkamiibeczułkamizdziegciem,
kołomazią27,lepikiemitp.Późniejtojużtrudnorozeznać,
ktocowiezie.Jadąwozyiwózki,ciągnąsetkipieszych
obładowanychtobołami.Częśćwozówodrywasię
odgłównegonurtuiskręcadomłyna.Nasamymkońcu
idąkataryniarze,kuglarz,sztukmistrze,wróżbiciicała
plejadaślepców,kulawych,garbatych,jednymsłowem
kalekwszelkiegorodzaju,którzyjakćmyciągną
najarmarki,festyny,odpusty.Zadziadamiidąpstrokate
tłumykobietniosącychkoszejagód,grzybów,orzechów,
jaj,masła,serówioscypków,drobiu.
Mniejwięcejoszóstejfalaludzkaurywasię.Wszyscy
skupiająsięnarynkuiprzyległychuliczkach.Panujeruch,
tłokiharmiderniedoopisania.Wśródtłumukręcisię
masazłodziei.Cochwilęsłychaćczyjeśbiadania:
„OJezusicku,okradłymie”.Wtłumieprzeważająstroje
góralskie.Ponichżydowskiechałaty,najmniejjest
strojówmiejskich.Cóż,Krościenkotobardzomałe
miasteczko.Miejscowaludnośćnikniewzalewie
przybyszówzgórihandlarzynoszącychsięteż
przeważniezgóralska.
Zimąpowybijałemszybywkrościeńskiejbóżnicy.
Żałowałemtegopóźniej.Natenmójwybrykwpłynęło
zapewneotoczeniepozadomowe,przejawiająceczęsto
wieleantysemityzmu.SamiŻydziteżtuzawinili.
Wystarczyło,żeprzechodziłosiękołożydowskiegodomu,
tosłyszałosięwyzwiskawrodzaju„trefnygoj”.
Początkowoniezwracałemnatouwagi,wkońcu
poczułemsięurażony.ZwrotnastąpiłwsklepiePinkusia.
Kupowałemhaczykinaryby.Wybrałemtrzyidałem
mupięćzłotych.
Nu,nacotyjeszczeczekasz?zapytałpochwili
Pinkuś.