Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ7
Roxanne
Miastowieczorowąporąbyłomagiczne.Starekamienice
odznaczałysięnatledrapaczychmurwotoczeniu
oświetlonychmostówideptaków.Wodafalowała,
odbijającdelikatneświatłolatarni.
Roxannewybrałaławkętużprzykrawędzialejki,gdzie
chodnikbiegłzarazobokkorytarzeki.Uwielbiała
przychodzićwtomiejsceokażdejporze,leczwieczory
byływyjątkowe.Przyszłatu,zanimjeszczezaszłosłońce,
iodtamtejporyprzelewałanapapierswojepoplątane
myśli.Jednazadrugą,szybkoisprawnie,jakbyruchami
jejdłonisterowałajakaśwyższasiła,odktórejRoxanne
byłacałkowiciezależna.Pomagałojejtouporaćsię
zewszystkim,cogryzło.Agryzłowielerzeczy,
którychniemogławyznaćzupełnienikomu.
Odtrzechdnimyślałaowielunieprzyjemnych
sprawach,awszystkotozapoczątkowałRogerMeyers.
Byłapewna,żecośbyłonietakzdrinkiem,któryjej
podał.Gdybyjejszalonyumysłnieostrzegłjej,żecoś
zaczynabyćnietak,pewniewypiłabycałego.Awtedy…
Pokręciłagłową.Dlaczegobyłototakodpychające?
Niebyłbytopierwszyraz,gdyprzespałasięzfacetem,
izapewnerównieżnieostatni.Wydawałosiętodlaniej
poniekądnormalne,zazwyczajrównieżdośćprzyjemne,