Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zazwyczajmójporanekzaczynałsiępóźniejniż
uzwykłychludzi–przezgiętkigrafikizamiłowanie
donocnejpracy.Przemierzałemspacerkiemdwie
dzielnicedoknajpyi,uniknąwszynapływuklientówprzy
śniadaniu,delektowałemsięomletemikawą,
przeglądałemświeżewiadomościalboksiążkę.Następnie
wypalałempapierosaprzywejściualbowtoalecie,jeśli
pogodaniesprzyjałanadmiernemuprzebywaniu
nazewnątrz.
Takbyłorównieżdziś.Albomiałobyć.
Mójwzrokprześlizgnąłsięobokrozbitejgłowynowego
znajomego,ażdopisuaru.Białyfajansbyłzakrwawiony,
popękany,odłupanadolnaczęśćleżałanapodłodze.
Trochęwyżej,nawysokościgłowy,widniałyświeżeplamy
krwi,którazaczynałajużkrzepnąć.
Mojapanikazaczęłaprzybieraćnowe,szokujące
formy.Zakrwawioneręcelekkozadrżały.Krew.Toprzez
mojepróbywyczuciaoznakżyciaunieboszczyka…Nie,
toniemożliwe.Obejrzałemsię.Drzwidojednejzkabin
byłyotwarte.Przypomniałemsobie,żedziśmiałem
ochotęwypalićobowiązkowegopapierosawtoalecie
–przeznieznośnyupał,wktórymtonęłolipcoweSeattle.
Alecopotem?Cośsięwydarzyło.Coś,czegoefektem
byłmężczyznazroztrzaskanągłowąija,klęczącyprzy
nimniczymwakcieskruchy.
Myślizaczęłysięmiotać,podkręconeniewiarygodną
ilościąadrenaliny.Wtoaleciebyłonasdwóch…Albo
trzech,alboczterech.Dodiabła,takmożnakontynuować
wnieskończoność.Zacznijmyodnajprostszego
wyjaśnienia.Byłemwtoalecie,potemwszedłdoniej