Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nieoglądałjegooszpeconegociała,onwspinałsięposzczeblach
politycznejdrabinynasamszczyt.Niepoddałsię,nieuległ.Walczył…
Ponoćwróżonomunawetobjęciestanowiskapremierawnastępnych
wyborach.Tobyłaniezwyklepodniecającawizja.
–Wybaczam…–Uśmiechnęłamsięzalotnie.–Podjednym
warunkiem.
–Jakim?–zapytałzdezorientowanysenator.
–Żewramachrekompensatypostawimipandrinkainapijesię
zemną.–Posłałammujeszczeszerszyuśmiech.
Tak.Byłambezczelnaibezpośrednia.Inatympolegałamoja
przewaganadjegożoną.Onamiałazupełnieinnąosobowość.Janie
dawałamsięomotaćnikomuiniezamierzałambyćpotulna.Doskonale
wiedziałam,doczegodążę.
–Dobrze–oświadczyłzrozbawieniemwgłosie.–Myślę,
żezdążymyprzeddrugimaktem,alejatakżestawiamwarunek.
Tozabrzmiałointrygująco.Zaskoczyłmnie.
–O?
–Żedamipaniswójadres.
Ha!Szybkibył.AponoćtakbardzokochałtęswojąChiarę…
–Jeszczenieposzliśmynaprawdziwąrandkę,jakBógprzykazał,
apanjużchcewiedzieć,gdziemieszkam?–wypaliłamcorazbardziej
zafascynowana.
–Lubięłamaćboskienakazy.–Zaśmiałsię.–Alewtymwypadku
zrobięwyjątek.Najpierw„randka”,potemadres.
Potychsłowachruszyłzpowrotemdokontuaru,byzłożyć
zamówienie.
Wywoływałumniepalpitacje.Dlaczegotakreagowałam?
Dlaczegoniekontrolowałamswojegociała?Dlaczegopodobałmisię,
choćniepowinien?Przecieżbyłpotworem.Wsumiemożeidobrze,
żetaksięczułamwjegotowarzystwie.Wkońcumiałamwobec