Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zpolawidzenia,agdywyłonilisięzpowrotem,wlekli
zasobąjednegozamatorówtaniegorumu.Nie
zapakowaligojednakdoradiowozu,aleodeszlikawałek
oddworca,zbliżylisiędokrzakówinajpierwzasunęli
gościowizliścia,poczymsilnymkopniakiemprzewrócili
gowprostwzaroślasłużącemiejscowymzaśmietnik.
Wracającwstronębudki,ocieralizamaszyściedłonie
omundury,niczymrobotnicypofajrancie.
–Więcejsiętuniepokaże–powiedziałzuśmiechem
jedenzgliniarzyZemanowi.
–Dzięki,panowie.–Właścicielbudkiskinąłrękąidalej
szorowałmokrąszczotkąchodnikpodokienkiem.
–Łachpierdolony–rzuciłdrugizmilicjantów.
–Odwdzięczęsię–zapewniłZeman.
–Todojutra.–Pierwszyzfunkcjonariuszypomachał.
Obajzaśwsiedlidoradiowozuiodjechali.
–Cosięstało,kierowniku?–zapytałLeoš,gdy
wkońcudotarlidobudki.Byłznichbardziejwygadany,
więcwziąłnasiebiekomunikacjęzZemanem.
–TenświniaKučerawszystkomizarzygał–burknął
sprzedawca,chwyciłwiadroiwylałjegozawartość
nawyboisty,połatanyasfalt.Następnieodwróciłsię,
wytarłręcewfartuchiprzywitałichserdecznie:–Czołem,
chłopaki!
–Tocozwykle,kierowniku–zaszczebiotałŠmídmajer
ipochwilidostalinataccegorącąkiełbaskęprzesyconą
dymemzpodkładówkolejowych.
LotnośćumysłuniebyłamocnąstronąBruknera,więc
zanimskumał,cosięnaprawdęwydarzyło,Zemanzdążył