Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Złodziei
zKevinemCostneremwroligłównej.Toteżtak
gowmlachnazwałam.Zadowolonazpomyślnegodla
mnieobrotusprawy,ośmieliłamsięnawetprzekornie
oburzyć,gdypowiedział:
MieszkaciewWiedniu,alewszyscyjesteście
Gorole,KrakusyiŚlązocy.Poznańskichpyraninikogo
zMazowszaniema.
Hola,hola,bracie!Proszęmnietunieobrażać.
JajestemzWielkopolski!odparłamzudawaną
przyganą.
Tamojaripostawywołałaogólnerozbawienie.
WdoskonałychhumorachdojechaliśmydoDomu
PolskiegosióstrelżbietanekwJerozolimie.
Stanęliśmywcichej,bocznejulicy,przedposesją
ogrodzonąjasnym,wysokimmurem,naśrodkuktórego
znajdowałasięstosunkowowąskafurtka,wykonana
zkutegożelaza.Pojejprzekroczeniuujrzelmy
jednopiętrowygmachwkształcieprostokąta,
zbudowanyzbiałych,kamiennychbloków.Fronton
ozdobiononapisem„DomPolski”.Wejście,osłonięte
krytąwerandą,wykonanebyłoztegosamegomateriału
cobudynek.Dodomuwchodziłosię
popięciostopniowych,szerokichschodach.Odfurtki
prowadziłganek,pobokachktórego,nawysokości
okołojednegometra,stałyobmurowanepodesty
zżnejwielkcigazonami,wypełnionymipobrzegi
pyszniącymisięwsłońcuswymibarwamiroślinami.
Naśrodku,międzynimi,tryskałamałafontanna
wkształciemuszli.Uderzałyniezwykłastaranność
itroska,jakąwkładanowpielęgnacjętego