Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
NaWspólnejczyinnegoMjakmiłość.Nierozumiemfascynacjitymi
tasiemcami,aleniemnieoceniać.Wbagażnikuswojegoautawożę
komiksy,któremamoddziecka.Każdymaswojezajawki.
–Cześć,Iduś.–PaniZosianasekundęoderwaławzrokodekranu.
–Mogępodprysznic?–zapytałamnieśmiało,chociażniepierwszy
razzadajętopytanie.
–Nojasne!Daćciręcznik?
–Jeślimogęprosić–odpowiedziałamzzakłopotaniem.
–Oczywiście.–Pielęgniarkawstałairuszyładoszafki,nie
odrywającoczuodekranu.Podałamibiałyręcznikiwróciłanaswoje
miejsce.
Niezwłocznieskierowałamsiędołazienkiiwskoczyłampodciepły
wodą.Związałamwłosywkokioparłamsięnachwilęokafelki.
Szpitale,ośrodkirehabilitacyjne,hotele,domystarości
–wewszystkichtychmiejscachunosisięostryzapachśrodków
dezynfekujących.Jesttorównieprzyjemne,codrażniące.Nie
pamiętamjużzapachuprawdziwegodomu.Woniproszkudoprania
unoszącegosięwłazienceczygotującegosięnakuchniobiadu.
Wszędzietowarzyszymiostryzapachzapachdetergentów.Pozamoim
samochodem.Tenwciążpachniemną,noimożejeszczezwietrzałym
jużodświeżaczemochwytliwejnazwie„Tropikalnarozkosz”.Kiedy
przyglądamsięimnapółkachdrogerii,niemożeprzestaćzastanawiać
się,skądoni,docholery,biorątenazwy.
Ciepławodaobmywałamojeciało,mimowolniepowędrowałam
myślamidomężczyzny,któregospotkałamnaparkingu.ArturMay.
Mojeprzekleństwo.Niemiałamwątpliwości,żezostałpilotem.
Chociażpoczątkowostudiabyłydlaniegokatorgą,narzuconąprzez
rodzicówfantazją,zczasemstałysiępriorytetem.Wtejkwestii
doskonalesięrozumieliśmy.Przejechałamdłoniąpopiersiach.Mimo
upływulatwciążpamiętamjegodotyk,pełenczułościipasji.
Zatrzymałamrękęwokolicymostka,czułamprzyspieszjącebicie