Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Flynnściskałmocnouchwytwiosła,jakgdybyktośmiałmujelada
chwilabrutalniewyrwać.Szerokootwartyminiebieskimioczami
spoglądałnaoddalającesięPortRoyal.Zastanawiałsię,czydobrze
zrobił,opuszczającplantację.Kamracizaśmierzyligoniezbytufnymi
spojrzeniami,cowkrótcemiałosięzmienić.Wiosłowalirówno,choć
Flynnrazporazwypadałzrytmu.
OpartaobalustradęElizabethleniwymwzrokiemprzypatrywałasię
kotłującejsięnadolemieszancemieszczaństwa,przedstawicieliklasy
robotniczejimarginesuspołecznego.Zkoleijejtowarzyszka
pudrowaławłaśnienos,nucącprzytymwesołąpiosenkę,którejsłów
Elizabethnieznała.
Pocosięjużpacykujesz?zapytałarudakurtyzana.Przecież
przyjdąniewcześniejjakozachodziesłońca.
MożedociebieodparłazdawkowoBarbara,mrugającoczami
dobrudnegolusterka.Domniemężczyźniprzychodząokażdej
porze,apierwszy,zakładam,zjawisięjeszczeprzedporąobiadową.
Kolejnychtrzechtużpotym,jaksobiepodjedząipopiją,
awieczorem…
Awieczorembędzieichtylu,żemogłabyśzawiązaćpułk
strzelcówdokończyłazprzekąsemElizabeth.Niemusiszsię
chwalić.
Wiem,żezazdrościszmiurodypodjęłatasiedzącazlusterkiem
wrękualecóżmogęporadzić,żemsiętakaurodziła?Ciemnowłosa,
krasna,pełnakobiecegowdzięku…
Och,przestań.Gdybymbyłamężczyzną,wogólebymcięnie
tknęła.Piersimaszobwisłejakustarejkrowy,twarzcętkowaną,
askóręsuchą.Swojądrogątenblansztylkotopogarsza.
Barbaraniedałasięsprowokować.
Alezatopodkreślamojąjasną,arystokratycznącerę.