Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
naplecy.Rzuciłmimrocznespojrzeniezzaciemnejgrzywki,której
strąkizasłaniałymuoczy.Ohydnaczarnamaźoblepiającamuskórę
–pamiątkazprzedzieraniasięprzezkanałyBazy–zamieniłasię
wsuchą,spękanąszarąskorupę,którejkawałkisypałysięzniego
nawetprzynajmniejszymruchubrwi.
−Żadnegojedzenia?–parsknął.–Niezaspokajaniepodstawowych
potrzebtotortury…Mogłemsiętegospodziewać.
−Toniesątortury.–Przewróciłamoczami.
Przynajmniejniewtradycyjnymrozumieniutegosłowa.
Podejrzewałam,żeprzebywaniezdalaodinnychwsamotności
izamknięciuwcalemutakbardzonieprzeszkadza.Miałamwrażenie,
żenajbardziejdoskwieramubrakdostępudoinformacji:zzaściany
dobiegałygozaledwieurywkirozmów.Wtymtkwiłajegonajwiększa
udręka.Orazwbrudnychubraniach,któremiejscamikleiłymusię
doskóry.
Podniosłamspodniedresoweipodkoszulekiupuściłam
mujenatwarz.
−Zarazuwolnięciręceistopyorazpodamszmatęiwiadrozwodą,
żebyśsięumył.Potemcichoruszyszzamnąibędzieszrobiłdokładnie
to,cocipowiem.
Użyłammałegonoża,którydostałamdoCole’a,iprzecięłam
plastikowyzaciskwokółjegokostek,ignorującślady,którezostawił
munaskórze.
−Cosiędzieje?–zapytał,siadając.–Corobisz?
−Przenosimysię.
−Dokąd?–Pocierałnadgarstki,któreteżmuuwolniłam.–Podobno
kilkaprzecznicstądjeststararzeźnia.Tobyłbyprawdziwypostęp.
Zacząłsięrozbierać.Odwróciłamsięiniedbalerzuciłammuszmatę
przezramię,poczymwbiłamwzrokwpodłogęisłuchałam,jaksię
szoruje.