Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Odtegoczasubabciazzapałemprzekazujejej
naZoomietajnikiprowadzeniafirmy.Częstotliwośćich
rozmówwzrosławostatnimroku,odkądcorazmniej
czasudzieliEllodukończeniastudiów.Noifajnie,ale
babciamiaławtymrokuprzygotowywaćmniedoroli
prezeskizarząduRosewoodInc.
–Tęskniłamzatobą,Lily–mówiElliprzysuwasię
domnie,gdymijanaszataczającasiępijanapara.Jej
oczybłyszczątroską.–Wszystkowporządku?Wiem,
żebyłocibardzotrudnopotym...wszystkim.
Niedopowiedzenieroku.Mojegardłogrozizaciśnięciem
się,auczucia,któretłumiłamprzezcałydzień
–wypłynięciemnapowierzchnię.Kiedystarannie
nakładałammakijaż,obiecałamsobie,żedziświeczorem
będętrzymaćemocjenawodzy.Totylkokolejna
impreza.Mogęprzetrwaćjednąnoc.Muszęjąprzetrwać.
–Nicminiejest–wyduszam,irracjonalniezłanaEll,
żewogóleporuszyłatentemat.–Pozatymzbabcią
świetniesięmieszka.
Toostatnienaszczęścieniejestkłamstwem.
Ellrozpromieniasięirozglądadookoła.
–AskoromowaoIris,widziałaśją?
–Hmm...
Dobrepytanie.Babciazrobiławielkiewejście
napoczątkuimprezyponadgodzinętemu,schodząc
powielkichschodachwfoyerweleganckiej
szmaragdowejsuknisięgającejpodłogiiswoim
reprezentacyjnymnaszyjniku
zdwudziestopięciokaratowymrubinemwkształciełezki
wielkościmojegopaznokcia,wiszącymnadelikatnym
złotymłańcuszku.Odtamtegoczasujeszczejejnie
widziałam,choćbiorącpoduwagę,żenaterenie
posiadłościtłoczylisięniemalwszyscymieszkańcy