Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Frankspoglądanamniewlusterku;najegociepłej,
brązowejskórzewyraźnierysująsięzmarszczki.Wygląda
nabardzozmęczonego.Przejeżdżamyprzezotwartą
bramęposiadłości,czarnekuteżelazoskręcasięwstronę
nieba.Właściwienigdyniejestzamknięta,anawetgdy
jest,wiem,żewżywopłocienazachodnimskrajuposesji
jestmiejsce,gdziegałęziewystarczającorzadkie,aby
sięmię​dzynimiprze​śli​zgnąć.
Frank...
PannoRosewood,obawiamsię,żeniebędępotrafił
odpowiedziećnatwojepytaniawzdycha.Jegowyraz
twarzyjesttaksamostoickijakzawsze,alebrązoweoczy
łagodnieją.Toważny,stresującywieczórdlatwojej
babci.Idlaciebierównież.Zakładam,żezdawałasobie
sprawę,żetomożecięprzy​tło​czyć.
Ra​dzęso​biewar​czę.
Wi​daćmru​czyDa​isy.
BądźłaskawadlababciciągnieFrank,gdy
Rosetownrozmywasięwkolorachzachodzącegosłońca.
Wkońcuni​gdywcze​śniejcięnieza​wio​dła,prawda?
Niepowinienotopytać.Zmuszamsiędouśmiechu,
abypowstrzymaćkolejnąfalęłez,walczączbólem
wy​pa​la​ją​cymdziuręwmoimitakjużzła​ma​nymsercu.
Ni​gdykła​mię.