Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Daisy,tyteżidziesz–przerywamubabcia.
Dziewczynasapie.
–Co?Dlaczegomamwychodzićprzeznią?
–Dlatego,żesiębłaźnisz–syczę,kierującwzrok
nawejściedosali,gdziegościezbierająsię,byobejrzeć
naszwystęp.
–ToniejawyglądamjakPillsburyDoughboy
poprzedawkowaniucukru–szydzi.
Mojepoliczkipłoną,najęzykujużmamripostę.
–Ty...
–Wystarczy–ucinababciaiwyprowadzanas
nazewnątrz,zdalaodspojrzeńgości.
–Mogęjeodwieźć–oferujewujekArbor,zerkając
niepewnienamojąsukienkę.Prawdopodobnienie
podobamusięwizjaciastawaniliowego
rozsmarowanegonatylnymsiedzeniujegoczerwonego
mercedesa.
–Franksiętymzajmie–mówibabcia,przyciskającdłoń
dopiersi.Zamykaoczyibierzegłębokioddech.Kiedy
jeotwiera,kulęsięnawidokmalującegosięwnich
rozczarowania.
–Frank?–pytaDaisy,gdyprawniknaszejrodziny
przechodziprzezdrzwiidołączadonasnazewnątrz,
wezwanyprzezbabcię.–AgdzieStewie?
Niktnieodpowiadanapytanieomiejscepobytu
naszegokierowcy.Franktrzymajużwrękukluczyki
iotwieraczarnegoSUV-azaparkowanego
nagigantycznympodjeździezastawionymsamochodami.
Odwracamsię,bybłagaćbabcięalboprzynajmniej
przeprosić,aleonajużwchodzidośrodka,awujekArbor
depczejejpopiętach.Drzwizatrzaskująsięzanimi.
–Lepiejjużchodźmy–odzywasięFrankswoim