Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
Alan
SiedzimyzMaćkiemwogrodzieipijemy.Amandajuż
poszłaspaćidobrze,toniesprawydlaniej,zresztąkuzyn
źlebysięczułwtakiejsytuacji,kiedymojalaska
bywszystkiegosłuchała.
Niemogęuwierzyćwto,żemójkuzyn,świetny,
przystojny,specjalistaodsprawseksuinietylko,jest
prawiczkiem.Wgłowiemisiętoniemieści,jakktoś
ztakimwyglądemiinteligencjąnieuprawiałnigdyseksu,
anadomiarzłego,boisiękobiet.
Maciek,wysoki,dobrzezbudowany,zpowalającym
uśmiechemipoczuciemhumoru,nigdyniezamoczył.
Tokuźwajakieśabstrakcyjneiwręczniedorzeczne.Przez
jednąsukęstracićwiaręwsiebieizamknąćsięna
wszystkich?
Gdybymterazspotkał,naplułbymjejwtenrudy,
fałszywyryj!Jestemwstrząśniętyiniemieścimisię
towgłowie,jakondotejporyżył,funkcjonował…
Japrzecieżzostałbympsychicznymzboczeńcemigwałcił
wszystko,comaręce,nogiiniespierdalanadrzewo…
Muszęmupomócuwierzyćwsiebieiswojemożliwości.
Laskisikajązanim,aonuciekajaktchórz.
Cozrobić,jakmupomóc,cowymyślić?Alan,myśl,
myśl…Maszmózg,ręce,nogiichujatokombinuj…!
Mam!Jestemgeniuszem!