Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Żekapitanniewidzituuczciwegointeresudlanichobydwóch,tonie
dowód,żebytegointeresuniebyło!
Pótysiępiekliłikrzyczał,Druckizgodziłsięwszcząćznowu
rzeczowąrozmowę.
Załkindsypałargumentami,powoływałsięnaznaneimobu
przykłady,przytaczałcyfry,kalkulował,prosił,groził,przekonywał,
wreszciezacząłoburzaćsię,żekapitantakzadzieranosa,żemógł
sobiepozwolićnawielkopańskigesturatowaniażyciaimajątku
parszywegoŻyda,aleniepozwalamuodwdzięczyćsięchoćby
okazaniemzaufania...
Przestań,Jack,dodiabła,histeryzować-ryknąłDrucki.
-Przyjmuję!
NadrapieżnejtwarzyZałkindarozpłynąłsiępogodnyuśmiech.
WziąłdłońDruckiego,potrząsnąłniąmocnoikusztykającpodszedł
dobiurka.
Przezchwilęprzewracałkartkiksiążkitelefonicznej,potemwziął
słuchawkęiwymieniłjakiśnumer.
CzyjestpanAbramTinkelman?...PanaMieczysławateżnie
ma?...TopoproszępanaRybczyńskiego...TopanRybczyński?
Cojest,panieRybczyński,kiedypanowiezapłacąmitesiedem
tysięcy?...Jaktokto?Załkind!Japanukomornikaprzyślę!...Co?...
Jazdrowiazwamijużniemam...Co?...Murowane?!...Nu,dobrze,
tylkoszkoda,żeTinkelmananiema...
Zakryłrękąsłuchawkę,zrobiłokodoDruckiegoipowiedział
poangielsku:
Panmyśli,kapitanie,żegoniema?
Druckiniemógłpowstrzymaćśmiechu.Różnicamiędzy
Zkindem_kupcemaZałkindem_gangsterembyłauderzająca.
TymczasemznalazłsięTinkelman,któremuZałkind
zakomunikował,żejesttuwWarszawieprzejazdemjeden
Amerykanin,którymógłbyewentualniezainteresowaćsiękupnem
"Argentyny",jednakżeon,Załkind,animyśliAmerykaninanamawiać
nasplajtowanąknajpę,aleewentualniemożnapogadać.
Umówilisięjużnajutrzejszywieczórwtejże"Argentynie".
ZaradąZałkindaDruckitegożdniaprzeprowadziłsiędohotelu
"Bristol"irozlokowałsięnanocwwygodnym,czystymiszerokim
łóżku.Jużsamnietraktowałpoważnieswoichobiekcjicodozawarcia