Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Przysięgam,żeniezostawiętukamienianakamieniu,
Mardoniuszu–mruknąłKserkses.Wództylkoskinąłgłową,czując,
żekrólnieoczekujeodniegoodpowiedzi.–Powiedziałemojcu,
żedokończęjegodzieło,doprowadzęarmiędotegomiasta.
Przysiągłem,żeukarzęichzawzgardzenienaszymiwysłannikami,
zaodmowęofiarowaniamiziemiiwody.Ojciecdziesięciokrotnie
dawałimszansę,abyzgięlikolana,aonizakażdymrazem
odmawiali.Toonidokonaliwyboru,niemy.Takczyinaczej,znaleźć
sięwtymmiejscu…–Pokręciłgłowązwidocznąprzyjemnością.
Mardoniuszuśmiechnąłsięwmarszu.Istotnie,wtakidzieńjakten
niebyłorzeczyniemożliwych.
Wysokonadulicami,gdziekolwiekspojrzeć,widokwypełniał
masywAkropolu.Kserkseswidziałtamświątynie,niektóre
zdrewnianymirusztowaniamiprzymurach,znieukończonymi
kolumnami,awszystkotomiałosłużyćuczczeniugreckichbogów.
Jegoszpiedzyopisywalito,łączniezpomnikamimającymi
upamiętnićbitwępodMaratonemsprzeddziesięciulat.Togreckie
zwycięstwonadPersamibardzoubodłojegoojcaiKserksesdobrze
otymwiedział.Wyrządziłoszkodęjegoduszy,możenawet
doprowadziłodochoroby,którapóźniejzabrałagozeświata,
osłabionegoiopołowęchudszego.Kserksesnatęmyślpoczuł
wściekłośćitętnozapulsowałomuwskroniach.Miałochotęobrócić
wperzynętegłazy!
Zatrzymałsięnagle,ujrzawszyjakiśruchnawielkiejskale.
–Czytam…wciążsąludzie?
Mardoniuszprzysłoniłoczyispojrzałwgórę.
–Kilkatuzinów,WaszaKrólewskaMość.Jacyśkapłani,oile
wiem.Wykopiemyichstamtąd.
Niepowiedziałkrólowi,żechudzistarcynaAkropoluzablokowali
głównądrogęnaszczyt.Iżeuzbroilisięwstarożytnąbrońizbroje
najwyraźniejzdjęteześcianświątyni.Ichobecnośćtamniebyła
groźniejszaodugryzieniamuchy,alenieudałosięichstamtądusunąć,
gdymłodykrólzapragnąłwejśćdomiasta.Mardoniuszmarzył,
byjakośodwrócićuwagępatrzącegozezmarszczonymibrwiami
Kserksesa.
PodwpływemnagłegoimpulsuwładcaspojrzałnaskałęAreopagu
widniejącąniecałestokrokówdalej.Nieodzywającsięanisłowem