Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Jużsięrobi!–Zasalutował,poczymwykonałskłon
wstronęlodówki.
–Atakswojądrogą,słyszałeśjużnajnowszeplotki?
–spytałakoleżanka,gdypodałjejpochwilikartonik.
–Niewiem.Comaszdokładnienamyśli?
–Teoszefowej.
–Onaszejdyrektorce?Marzenie?
–Tak,aleniemówotymtakgłośno.–Dziewczyna
ściszyłagłosispojrzałaprzezramię,żebysięupewnić,
żeniktichniesłyszał.
–Dobrze,dobrze.Przepraszam.–Maksprzybrał
konspiracyjnytongłosu.–Toocochodzi?
–Podobnorozstałasięzmężemijestwtotalnej
rozsypce.
Towielewyjaśnia,pomyślałMaks,przypominającsobie
dziwnezachowaniekobietywwindzie.
–Ludziemówią,żefacetwyrzuciłjązdomu–dodała
dziewczyna.–Musiałazamieszkaćusiostry.
–Żartujesz…
–Wcalenie.PodobnoMarekzdziałuhandlupomagałjej
przyprzeprowadzce.
–Niezłaafera…
–Itoakuratteraz,gdyprzygotowujemytenjubileusz.
Makswyobraziłsobie,jakdyrektorkaprzenosiemocje
napracownikówiczepiasięichowszystko.Albo
–cowydałomusięjeszczegorsze–jaksiedzizamknięta
wswoimgabinecieipłacze,aonisamimuszązajmować
sięorganizacjąprzyjęcia.
–Rzeczywiścieidealnymoment–powiedział,
adziewczynapodałamukawę.
–Żebytylkoniebyłoztegojakiegośdramatu
–podsumowała.
Maksszybkoodwróciłsięodniejikichnął.
–Przepraszam.–Odstawiłfiliżankęnablatiwyciągnął
zkieszenichusteczki.–Męczymniekatar.
–Nieszkodzi.Wydajemisię,żeitaknieźlegoznosisz.